Zburzono zbyt wiele twierdz, starych domów, gdzie
mówić umiały spękane tynki, wyszczerbione skorupy
naczyń, podłogi porastały pamięcią. Nie wiem, czy
godne przemijanie ma sens.
W oknie wypchany ptak. Co widzą szklane oczy?
Gdy wystawy pokryją się kurzem, a w piersi
poczujesz ból, zrozumiesz. Rodzi się piękno, kalekie,
pierwszy zaczyn miłości nie do końca prawdziwej.
Serce ma kształt naszej niewiedzy.
W pluszowe kanapy wrosły szepty, wyznania, czyjś
oddech. Kruchość wstrzymuje, ostrzega, że
zamazać można wszystko. Na gruzach przestrzenie
tracą tożsamość, nie chronią przed wiatrem.
Odbieranie życia staje się sztuką.