pół litra pół człowiek
wpuszczony nektar w krwioobieg
zaśpiewane wszechczasów hity
obojętność w oczach prostytutki
okno patrzy za nim czarnobiały ekran
zbyt nudno by przyzwyczaić psychikę
stały szary w białe pasy
zebra na asfalcie
pasą się przechodnie by ciągle iść
bure drzewa jakże straszne
kikuty wystrugane w niebo
na nich sztywny pal Azji
za drzewami czarnoziemie
za drzwiami niespokojnie u sąsiadów
to są dziady siebie warci
oddam siebie w ciepłe dłonie
za opiekę będę dobrym do znudzenia
zapamiętaj moje smutne oczy
wpatrzone w dal bez uśmiechu
nie widzą utraconego tego co przepadło
biegnę za Zdybem by uciec
przed samym sobą przed chwilą
by umarł we mnie ból