,,Ewa odchodzi”

Yaro

Malowane słowem

na podstawie obrazu Mai Borowicz

 

,,Ewa odchodzi”

 

 

 

umarł świat otarłem łzę z policzka spieczonego słońcem

za dużo nieszczęść dostałem od ludzi

pogardą się podcierałem  stałaś obok spoglądałaś  czesałaś włosy palcami

dotykałem twych ust ustami spieczonymi jak świeża skórka chleba

rozsypany  dzień brukowana droga szara jak niespokojny sen

jak most przez który nie można przejść bo po drugiej stronie nie ma brzegu

zostań ze mną na chwilę nie śpiesz się dokąd uciekasz z naszych miejsc

dotykałaś ślubnych myśli gdy śniliśmy razem

pierwszy pocałunek w białych prześcieradłach

ulepieni z gliny Bóg stworzył nas oddech w nozdrza bym czuł byś żyła

oddychać chcę pełnią płuc brakiem powietrza duszę się

zaciskam palce pięści bezsilny lecz waleczny

 

gruz i smród rozdziera duszę mą nie wiem czy jest we mnie

beton szary czuć zapach pyłu i smród grzybów stęchlizna boli

rozdziera bloki pracę ludzkich chciwych rąk odchodzisz

kawałek po kawałku dzieci nasze umarły gdzieś na wojennym folwarku

zasypiam umarły sam ze sobą Bóg nade mną się nie pochyli

odszedł stąd zostałem pół kroku z tyłu nie dla mnie chwila spokoju

upadam wilgotny bruk śliski od wysuszonych łez i plam po krwi

w powietrzu zapach ludzkiego mięsa dogasa smutek na padole naszych snów

 

jeszcze ciebie mam na ułamek sekundy odchodzisz stąd rozpadasz się

kruszy się lud skruszona jak spękana ziemia gliniasta część naczynia

byłaś dla mnie naczyniem na rozczyn chlebowy by wypiekł bochen

odchodzisz jak Lilith od Adama

pod drzewem sam prosił Boga o towarzystwo

nie bądź na mnie zła kochałem cię teraz nie ma nocy nie ma dnia

zostaję znowu sam by pozamykać wszystkie drzwi świat umarł

i nie żyje w nas nadzieja na lepszy czas konam

śmierci nie ma nikt nie woła

cisza nigdy tak nie bolał jak boli teraz w tym smrodzie upale

 

szary dzień co nie budzi już nas odchodzi czas konam razem z tobą

dotykasz moich słów a obraz nas zamazany przez krew i łzy

rozsypany blok betonowy słup powalony jak pnie drzew

uciekam myślami w przeszłość gdzie sens miał sens

wiatr wiał i głaskał po głowie jak ojciec głaska za dobre uczynki

zapadam się w przepaści zapadam się w zdarzeniach

historii karty nie mają znaczenia

na antypodach niżej nawet piekła nie ma raj upragniony

był złudzeniem i kłamstwem dla ludzi by ich ugłaskać

prowadzić na rzeź jak cielęta nie zgrabne bydło wyszło z nas

kto za tym stoi sam na świecie zostaje ty mówisz że odchodzisz

moja Ewa umarła we mnie zasypiam ale zasnąć nie potrafię

 

zasypany popiołem poranek swąd siarki nie wiem co dziś zjem zapewne nic

nakarmię się snami i zapachem twoich włosów których już nie masz

uciekasz pomiędzy palcami jak woda nieuchwytna znikasz

rozsypana jak dzban pusty na wodę wodę życia w błękicie

beton brudnoszary rzuca zimny cień który utula beznadziejny sens istnienia

mimo ciepłego poranka jasność jest bardziej ciemna niż plamy na sercu

 

Ewa odchodzi kończy się świat umiera życie umieram

zabawa. Życie to jednak teatr w którym pokonany schodzę ze sceny

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 2 kwietnia 2021
anonim