pandemia zwoła wypalone dusze
w miejsce cuchnącej Gehenny
mamona przesłania ślepca oczy
w budowie świątynia słońca
miłość usycha niegdyś oaza
widziana fatamorgana za dnia
błyskiem pryzmatem w oku
wydarte miłosierdzie z głębin
samolubnej nicości pragnień
człowiek szuka człowieka
choć są pod tym samym niebem
dookoła gołe białe czaszki
główki makówek pachną opium
psy kąsają szczerzą ostre zęby
wychudzone głodne zwierzęta
wykopane groby blisko centrum
krzywd nie wybaczy otchłań kosmosu
uderzenie pioruna jasne
podzieli skruszy to co pod swetrem bije
na ustach maski burki sznurują wolność
błądzę ulicą szare betonowe oczy
drzewa dogaszają zwęglone łyko
człowiek szuka domu w nowej
rzeczywistości która odwraca kota ogonem
nie będzie dobrze pobłądzeni nie żyjemy
gorzej nie będzie tylko dlaczego
potrafimy kochać w chwili gdy
gasną światłą gdy jest za późno
świat ukrywa prawdę która skruszy
kajdany dla swobodnej oceny