Karygodnie

Marcin Pasikowski

właściwie znikąd, zupełnie jak uderzenie bólu przed zawałem, tego co jest przede mną
urodził się strażnik waszej niewoli – szczycący się swoim pochodzeniem o którym jeszcze będzie mowa
na dole był człowiekiem, miał wszystko, ale zbyt szybo się wspinając zgubił wasze spojrzenia
obdarty z nich upuścił dystans do was, ten co mu wcisnęliście w rękę, w nadziei że nie zauważy
uszedłszy kwadrans zgłodniał bo było już późno – położył się i zasnął – minęło sto lat
czy naprawdę żaden go nie szukał czy on was oszukał, podle kitrając się między skałami?
być może, ale to nie wszystko, cisza była w najlepsze, klamra powiek otwarła podniecające perspektywy
ten nawias jak stacja rollercoastera, pogrążył nas w ukrytych znaczeniach. Oto one:
Troszeczkę ich zostało jeszcze tam na starym miejscu, gdzie mieszka swoje szczęście duch powietrza
i choć już duszno, zatańczył, zaśpiewał i złożył ręce mrucząc te bzdety, plotąc te androny
do kogo? czyż nie jest tam już pusto? jak w naszej butelce, którą przyniosłeś jak wypadało?
być może trzeba zamknąć ten las i klamrę, powiesić leśniczego kłódkę, tak dobrze nam służył
pamiętał te wszystkie nazwy korzonków, ziół, poczwar, i innego dziadostwa
my też pamiętamy – jak leczył nasze dzieci z katarku, plując im w twarz – co za bezduszna ohyda
teraz znów się modli, nie przeszkadzaj – niech dogorywają razem – on i jego bezduszni bogowie
podchodzą go już nasi. Pochód i pochodnia pochodzą od pochopnych zgrywusów co urwali się z ekipy
jeszcze raz udało się zamienić wszystko na jeszcze jedną fiestę – jak dobrze – jutro jeszcze pogadamy
trzeba będzie wymienić wszystkich, a nie tylko swoich bogów – mściwe to kreatury
w tańcu zapomniałem jak to jest mieć wrogów, śmią mówić mi po pierwszym imieniu
to koi moje lęki, uwalnia moją potencję, mów do mnie: „skurwielu” – dobrze być w domu
już odpowiadałem, ale ma pomadka spłynęła krwią, którą zapłaciłem za o za dwa grosze dużą jałmużnę
zapominałem poczekać na proszę – rozdałem za dużo – wydali mi resztę w mordę
cedzę więc przez połamane zęby, połamaną logiką połamaną psychikę
proste spierdalaj artykułuje wysublimowaną tęsknotę oralną połamaną polszczyzną ukochaną
na szczęście spinają to wszystko freudowskie wynaturzenia, o których jeszcze będzie mowa
pomogły mi już nieraz wyjść z opresji pętli która niczym ptak niosący pokój dobro i miłość
przeleciała ponad belką kąśliwych opowieści i zawisła zachęcająco z drugiej strony łypiąc swym okiem
lecz gdy spoglądam w nią – dostrzegam jak rozwiera swego ryja – wulgarna kurtyzana
jeszcze nie wierzę że będę potrafił w niego nie zajrzeć, ale wciąż jakoś jeszcze leci
no i jestem tutaj wynaturzony śmieszku – patrz jak myślisz, posłuchaj się, czujesz to?
może i degenerat po całości – ty za to denaturat, ale pół litra po pół łyku półgębkiem,
poszła kolejna poszedł po następną bo znów wypada, a tymczasem zagryziemy – podpłomykiem
i spod płomienia spojrzę na ten płonący świat – miało być po twojemu to jest – zaczynamy:
świat płonie a wasza paczka jak paczka rakotwórczych plugastw z głębokiego oleju odpaczkowuje się i patrzy
każdy z was chce biec gdzie piec, chce piec i kuć by kłuć póki gorąco i duszno i para rusza powietrze
żonglerzy postukują packami, szlifują swoje kielnie, rozmazują gładzie na swych profilach
(czarno-biały filtr jest dostępny za dopłatą w systemie subskrypcji, inaczej już nikomu się nie opłaca)
wymarzone dziewczyny wymarźnięte od czekania, dziś wieczór będą żąć bo ich to żniwa
jutro je wymażą, ale tej nocy entuzjazm daje się kroić więc kroją go trąc i zgrzytając
indukowany prąd uruchamia wibratory, spontanicznie wirują, ale nikt dzisiaj ich nie uściska
podsyćmy te szalone płomienie ciskając w policjantów czymś co da się opowiedzieć na jednym wydechu
dla mnie cały świat już płonie, ale dla was to tylko mój stos i ja – oboje i tak już wypaleni
pamiętam jak obiecywałem nie epatować apokalipsą i nie przypominać wam że zdechniecie podłe karaluchy
ale wiecie – teraz mam to w dupie – możecie strzyc tymi czółkami i biegać wokoło
wciąż was za dużo do upieczenia tego chleba

Marcin Pasikowski
Marcin Pasikowski
Wiersz · 1 maja 2021
anonim