o jakże prze miło
mój ty aniele co są
dla Bożej Chwały którą;
wiara uniesie się Twą;
i idę dziś sobie w biedę
Kocham to, co w brzozy
kocham się z prze smakiem,
przesmykiem utuliło
a z kamieniem ci opowiem
co wędrownym przystało
Bogiem;
i to takim, jakim się staję
moim żywicielem ku siebie
i chciałbym ciebie takiego znać
ciągle radosnego
i chciałbym roztropnego
owoców pełnych w las,
pospolitego;
i chciałbym niby cuda znać
wiodącego;
a jednak mego
i chciałbym co bez urodzaju
a jednak w Maju
i ziaren pełen naniesie się
owoców winien w dostatku kwiatów
i zimnych ogniem, powiewem bratków
co pomału więdnieje w statku
i niczego co twe, nie chcę wyżej,
gdyż tworzę me niebo nim prędzej
i niech tych nie chcianych braków,
nie ma
i Mój ty był, co parzy się i orze
gardzi! od Słowików
i od spławików pomorzem
idąc tu przy sobie; po mej drodze
i przestań kłapać więcej wierszem
prędzej co ma w biel wkładać
i co ma w metr monetę
mętną wodę i poetę
przestań dodawać
Dawid "Dejf" Motyka