Otwórzmy nasze wrota na szerokie drogi,
Na gościńce otwórzmy zamknięte komnaty,
Rozrosłe wśród odludzia w niebosiężne światy,
Gdzieśmy byli zarazem wyznawcy i bogi.
Samotność, którą każdy z nas bywał ubogi,
Zaprosi licznych gości w białe serca chaty,
I śpichlerz nasz się stanie nagle tem bogaty,
Że często przekraczane będą jego progi.
My, zatroskani szczęściem, cisi gospodarze,
Wszystko nasze zastawim najserdeczniej w darze,
A szczodra hojność druhów nie będzie nam dłużną.
Bo widząc nasz tęskniący za gośćmi dobytek,
Brat wędrowiec rozłoży swój podróżny zwitek
I to, co weźmie sobie, będzie nam jałmużną.