fundamentalnie instrument oddechem obumiera łatwopalnym
grabieżcom strudzonym innowiercą w cholewach w za ściany
nieubłagalna histeria pożera wsadzanych w płot błahostek
używana jedynego dzbana oligarcha a Urbana używa ściera
i stek nabiera
bawołem płynie dom ściek wysublimowanym ominie kim zbiegł
i rombie w zaciszu Hitlera, nie ściera, nie płakał, i nie narzeka
a spotka własnego żołnierza co przemierza z wywrotka
i lecz się arbuzie ściemniany, co leczył twe wszystkie ramiona
i rany
lecz się w błazna karabiniera, i renifera co grząsko omdlewa
wystawiaj i idź cholera udawaj i śpij nim nalewaj
i wiotko obmywaj, kapie za własne co jasne, i widzę kij i lij...
a ciasnego nie wybieraj boś w mrowiska mułu im trzeba
w muliste okrągleli a, licho chcieli, to temu "omdlewaj"
Dawid "Dejf" Motyka