Kapelusz biorę pod pachę - Kazimierz Wierzyński

Angelika Szymańska

Kapelusz biorę pod pachę i drogą

Śliską od deszczu, gdzie mnie nic nie czeka

I gdzie nie spotkam na szczęście nikogo,

Idę i kłaniam się lasom z daleka.

 

Gwiżdżę i śpiewam i śmieję się głośno:

Jak się masz, jasny błękicie na niebie?

Płuca zapełniam ziół modlitwą rośną

I coś mądrego mówię sam do siebie.

 

A kolorowe wśród zboża straszaki,

W czerwonych czapkach i na jednej nodze,

Na migi dają mi tajemne znaki

I wznoszą ręce, gdy do nich podchodzę.

 

Hej, jak mi dobrze, jak świeżo, radośnie,

Jak lekko! Sama w dal niesie mię droga,

I w piersiach młodość mi od nowa rośnie

I jestem chyba podobny do boga.

 

Jakiem szczęśliwy – powiedzieć nie umiem!

O, mieć tak duszę do słońca roześmianą!

Teraz to wiem już i dobrze rozumiem

Czemu ujrzałem świt o piątej rano.

 

O, trawy mokre, żółte koleiny,

Glisty ze szczelin wyłażące skrycie,

Plamy wsi białych, kapliczki i młyny,

O, mój bezbrzeżny, bezdenny zachwycie!

 

O, drogo moja deszczami umyta

I wysuszona parującą spieką!

Nieś mię gdzie zechcesz, jedno niech zakwita

Przede mną zawsze twe modre: daleko

 

Angelika Szymańska
Angelika Szymańska
Wiersz · 17 maja 2021