Pewien miłościwy Pan
Drugiemu Panu zgasił światło.
A przecież ten drugi Pan
nie był jeszcze taki stary.
Mógł jeszcze trochę posiedzieć
w jasnym pokoju.
I teraz musi błąkać się w ciemności.
A miłościwego Pana to nic nie obchodzi.
Nie ma litości,
A miał być wyrozumiały i cierpliwy.
Teraz drugiemu Panu,
By dać trochę światła,
Trzeba świeczki zapalać.
I kłaść je na zimnym betonie.
I w zasadzie nie wiadomo
czy ten drugi Pan to światło widzi.
Czy w chwili, gdy zgasło światło,
nie zgasł czasem i on.