nie dobija się zerwanych sznurów czarnych pereł

Andrzej Feret

nie dobija się zerwanych sznurów czarnych pereł

 

ich się niza i przesuwa wśród palców

moja dróżko – a o tamtych

napisz szczególnie interesująco

prosta i wytworna – kiedy myślę o tym co nas czekało

gdybym bordowo-zielona spotkał Ciebie

na swojej i Twojej dróżce

 

dziś jest do mnie o jeden szept daleko

dziś poniekąd znam Ciebie tak blisko

 

do naszego deptaku to ani cienia więcej nie mógłbym nigdy szukać

pod długimi rzęsami po oczach ogromnych i wraz z bukiecikiem stokrotek podyktować nic nie zadawanych pytań

 

czasem dotyk co tak marzę Kochana

już rozcina kropelkami Twój uśmiech

 

i jak nigdy miałbym Ciebie bez żadnego wcielenia ani panien pięknych

ani panien radosnych i czy też miłosnych które szepnąć mogłyby amen

w tysiącach kombinacji naszych dyktand – w wiersze i w prozie

 

albo zarys i cień złoty przesłania

byłem kiedyś lecza na dzisiaj samotny

 

a prozy wiedz moja dróżko najbardziej mi brakuje  -

to że jesteś dmuchawcem

i rozpuszczasz sznur czarnych pereł gdzie zielone oczy

i tygrysie paznokcie - oby płakały

i kwiaty polne aby się schylały

 

tylko mnie porwij tylko nie naiwnie

pocałunki na wiatr – wtedy przyznam przyjdą

 

skoro nasza karma zobowiązała

nasze spotkania do tego aby się nareszcie poschodziły

więc moja dróżko

nie umieram dla Ciebie – konotacje tysięcy wypowiedzianych słów

których do dzisiaj nie słyszę i o których mi nie wiadomo,

bo dla mnie wiara jest tylko bólem i miłość dla wiary nie istnieje

bo albo jest – albo jej nie ma –

dlatego moja dróżko wciąż zadaję pytanie

 

nie czekaj nie czekaj my nareszcie nie osobni

nie trać i wciąż szeptaj – cudownie

 

i nie zbywaj podmuchem jakiegoś dmuchawca,

że dlaczego pytam

bo już się złoszczę i chodzę z zaciśniętą pięścią,

sama wiesz jak bardzo mocno,

i wciąż czekam i mając nadzieję, o zgrozo czyż nie mogę napisać pewnie,

że Twoja dłoń zaciśnie się w piąstkę i również uderzysz

bo chcę poznać  - ale pytania też chcę zadawać

i nie być maleńkim ziarenkiem maku

 

paradoks czasu i paradoks swojego spokoju

teraz mnie obejmij i nie bądź naiwny 

 

w dyktandzie zapisywanych strof, a szeptać i muskać –

możesz mocniej – bo ledwie Ciebie słyszę

więc nie żałuj sobie szeptów do ucha gdy i ja staram się szeptać

lecz czyż bogowie

są dla Ciebie milczeniem, a dla mnie pięścią którą już poznałaś –

 

my którzy na siebie czekamy i nie tak niedaleko

my myśli zdejmujemy teraz – więc nie zwlekaj

 

musisz docisnąć rozdawane litery w wersy i w równiutkie linijki –

albo kiedy nadejdzie potrzeba serca napisać na pięciolinii

swoimi dziewczętami hymny dla mnie a dla bogów nokturn,

jeszcze lepiej marsz pogrzebowy grzebalny i nie umierać wciąż dla mnie –

w moim ciele wciskanym od narodzin aż po śmierć

 

w dyktandzie to są poklęte zamczyska

czekać nie czekać – może wystarczy odmieniać

 

niech zemrą bogowie i niech ich śmierć nie zarzuci naszych pocałunków -

będzie tragiczna niemal nieziemska byśmy się nie bali mówić

że razem stajemy się poezją tu i teraz że jest wiersz

który przełamie wszystko od którego wszystko się zmieni

by nie bać się mówić że już nie będziesz samotna

a ja nie samotny na ziemi

 

4 czerwca, 2021

Andrzej Feret

 

Facebook

 

 

------------------------------------------------------------------

 

it does not crush the broken strings of black pearls

 

they are beaded and shifted among the fingers

my path - and about those

write especially interesting

simple she and elegant - when I think about what awaited us

if I had meet you as she burgundy-green

on mine and your path

 

today is for me one whisper far away

today, in a way, I know you so closely

 

to our promenade, it's any neither shadow more that I could never look for any more shade

under long lashes over the huge eyes and with a bouquet of daisies,

to dictate nothing to be asked any no questions

 

sometimes a touch what I dream so dear

is already cutting your smile with droplets

 

(…)

 

 

 

 

Andrzej Feret
Andrzej Feret
Wiersz · 4 czerwca 2021