Nałóg

kornel

Zabijam w piwnicy,a wy-nieświadomi
wierzycie,gdy obnażam zęby w
sztucznym przejawie uprzejmości.
Ciemne okulary są w modzie.
Mieszkamy na piętrze,umarłe
drzewa pokrywają nasze podłogi.
Ja szerze śmierć-w piwnicy
Co wieczór,każdego dnia,
rok po roku,zima za zimą,
lato po lecie.
Z uporem szaleńca schodzę pod
Ziemię i zabijam,wciąż nieprzerwanie.
Nie wiem dlaczego.
Widok tryskającej krwi,czerwonej
jak pasta do butów,jak przecier
pomidorowy na zapiekance.
Szczytuje,wciąż,dzień po dniu.
Kiedyś czekałem na gniew.
Lecz Bóg ma swoje sprawy
Już nawet nie zmywam leukocutów
ze ścian,tej taniej imitacji farby.
Pogrzebałem gumowe rękawiczki
do połowy-celowo.
Złapcie mnie,utnijcie ręce.
Chce tego,pragnę.
Marzę o kąpieli w formalinie,
SAM,bez kończyn-ku przestrodze.
Monotonia,egzekutorka.Ona
uleczy mą duszę.
Nie ty,nie on,i nie ona i nie ono.
Wy nawet nie i oni nie.
I może wtedy będe spływał,do piwnicy,
piętro niżej,tylko jeden poziom...
aby jeść banany.
Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Słaby 7 głosów
kornel
kornel
Wiersz · 27 marca 2000
anonim