Klucz

trenku2101

 

Klucz Przechodzą cichutko z pokoju do pokoju, przez niewidzialne drzwi, otwarte na cztery strony życia i śmierci. Dla mnie zawsze są zamknięte. Zły dobrałem klucz. A przecież każde w nim wyżłobienie to jeden dzień z mojej w nich egzystencji. Klucz żłobiony niejedną nad nimi wylaną łzą. Staram się przekręcać go bezgłośnie, lekko poruszając w stronę życia. A jeśli bym tego klucza nie posiadał, czy mógłbym je wyważyć językiem szczerej modlitwy o jeszcze jeden dzień wśród żywych? On wisi u mojej szyi niczym kamień i uderza w łańcuch, w rytm serca wiecznie żywego. Oni słyszą tylko ciszę. Czasami smaga mnie ogniem żywym, chociaż wcale nie ma dymu. Czasami pukam do tych drzwi. Klucz ożywia się na kilka chwil i pieści zamek jak łono kobiety, która codzienne dzieli ze mną ich troski. Gdy przeznaczenie stanie w progu, trudno mi je utrzymać. Wiem, że drzwi chcą się wreszcie wyrwać z udręki choroby. Wtedy słyszę nawoływanie czasu i cierpliwie wkładam klucz do zamka, licząc, że ustąpią. One czasem otwierają się drżeniem rąk porażonych lękiem. Dłonie wyciągają się ku mnie. Na opuszkach palców dostrzegam nadzieję. Dzisiaj przytrzasnę kolejną z nich.
trenku2101
trenku2101
Wiersz · 23 marca 2022
anonim
  • adam999
    Ten język miniaturki jakoś mi nie leży, opuszki palców eh

    · Zgłoś · 2 lata