Wiatr połaskotał drzewa z szelestem.
Szajka dzieci w natarciu pod górkę.
Wyszczekany spacer radością psa.
Nastrój chwycony palcami lata.
I siedzę w przeźroczystej windzie wrażeń.
W zielonym szumie
moja głowa nie znajduje drogi do spraw bieżących.
Zatarta. Sprawy ześlizgnęły się.
Są u podstawy.
Słowa zapisuję na przystanku.
Nocne połączenie
tej niedzieli z porannym dźwigiem poniedziałku
wyciągnie mnie z tego
nieprzytomnego.