Miał, po niej, wiele kobiet, nie szukał,
piękności bez skazy nie istnieją,
czasami
zaletą jest właśnie inność,
kolor włosów można zmienić,
makijaż wymazać, obcasy podnieść,
ale nie barwy głosu,
bicia serca, jęku w ekstazie – to odcisk
tożsamości, nasz czip.
Corocznie wraca tam, gdzie się poznali,
odruchowo szuka jej wzrokiem – na parkiecie,
w szatni. Wie, że to na nic;
zamawia śliwowicę
i prosi do tańca najordynarniejszą z kobiet.
Budzi się z kacem, wściekły na siebie
wyrzuca bogu winną dziewczynę z łóżka
i bierze gorący prysznic.
Żałuje, że nie można
oblać się kwasem.
Kiedy ją spotka, a ich drogi się przetną,
to pewnie zgłupieje – bo cóż można powiedzieć,
zrobić, odmienić?
Nawet nie wie, czy chciałby.