Kiedy jeszcze nastolatkiem byłem,
W ryciny przodków Księcia Mieszka przedstawiające,
Nieraz i przez godzinę się wpatrywałem,
Tak tajemniczo były dla mnie urzekające,
Co było w nich tak tajemniczo urzekającego?
Do końca sam tego nie wiem…
Może nawet było w nich coś Mistycznego?
Jeszcze kiedyś zagadkę tę zgłębię...
Wsłuchałem się w szept historii,
Co szepce o pradziejach naszej polskiej ziemi:
„Zaginęło w pomroce dziejów
Czterech księcia Mieszka przodków”
Gdzie ci oracza Piasta synowie i wnukowie?
Gdzie ci Księcia Mieszka najpierwsi przodkowie?
Czy w pomroce dziejów przepadło coś arcyważnego?
Czy było to coś nawet dla mojej tożsamości istotnego?
Czy Galowi Anonimowi zabrakło inkaustu,
Dla skreślenia na ich temat zdań choćby kilkunastu?
Czy też walkę z czasem ludzka pamięć przegrała,
Że niczego kronikarzowi na ich temat nie przekazała?
Czy niegodne pióra kronikarza okazały się starca bajania?
Czemuż to nie dostrzegł w porę problemu tychże przemijania?
Czemuż tego co najistotniejsze nie uchwycił?
Czemuż tylko samymi ich imionami się zadowolił?
Czy był na tyle pewien swego chlebodawcy dumy i godności,
Że w pogańskich przekazach o pradziadach jego wolał nie pokładać ufności?
Głowę mając zaprzątniętą,
Tymże dylematem,
Sam nie wiedząc czemu do lasku pobliskiego,
Wybrałem się na długi spacer,
Wieczorne, zimne powietrze,
Przeniknęło do mojej podświadomości,
Myślami swemi znalazłem się,
Jakby w innej rzeczywistości,
I znowu na świeżym powietrzu wsłuchałem się w szept historii,
Co szepce o pradziejach naszej polskiej ziemi:
„Zaginęło w pomroce dziejów,
Czterech księcia Mieszka przodków”.
Wpatrzyłem swoje oczy w bezkres nieba przeczystego,
Jakby szukając tam rozwiązania dylematu moją głowę zaprzątającego,
Ojcze historyków, Dziejów Wietrze,
Odpowiedz mi na pytanie moje,
Czy przodkowie Księcia Mieszka,
Naprawdę niegdyś toczyli swe wielkie boje,
Czy naprawdę kiedyś istniał Piast syn Chościska,
I czy niegdyś z kumami swemi,
Gromadnie chadzali na pogańskie uroczyska,
I czy niegdyś mądre decyzje,
Siemowita Piastowica syna jego,
Zawsze Polan plemię,
Wybawiały od wroga przebiegłego,
I czy w zręcznie wywijającego toporkiem młodego Księcia Lestka ,
Pogańska młodzież wpatrzona była wszystka,
I czy mądrego Księcia Lestkowica Siemomysła,
Gwiazda pomyślności nigdy nie zagasła,
O samego Księcia Mieszka,
Pytać nie jestem nawet chętny,
Gdyż co do jego istnienia,
Każdy Historyk na całym świecie jest zgodny,
Odpowiedzi Dziejów Wiatru się nie doczekałem,
Lecz zimnym wiatrem przewiany cały zostałem,
Zimny powiew wiatru otoczył moje ciało,
Niepostrzeżenie zmarzłem, niepostrzeżenie mnie przewiało,
Co młodemu wiekowi właściwe, nawet sam tego nie zauważyłem,
Kiedy poważnie się przeziębiłem...
Poczułem się nagle dziwnie nieswojo,
W powrotnej drodze zimne dreszcze zaczęły przeszywać plecy moje,
Wróciwszy do domu czując się osłabiony przedziwnie,
Bez wieczornej toalety padłem na posłanie,
Ledwo półświadomy ubranie swoje zdjąłem,
Rozpalony cały w kamienny sen zapadłem,
Ciało nastolatka w środku nocy,
Wysoka gorączka trawi,
W rozpalonej głowie przed oczyma duszy,
Senny majak mu się jawi,
W głębi ciemnego pokoju małe złote światełko migocące,
W otchłań snu rozpalonemu ciału wpaść nie pozwalające,
Powoli rosnące w płomień pochodni się przeobraża,
Niecodziennością zjawiska rozpalonego nastolatka przeraża,
Tajemniczą ręką trzymany płomień pochodni,
Rozświetla oblicze mężczyzny z bujnymi wąsami,
Tajemniczy przybysz nagle pochodnię ze świstem przesuwa,
Sam zaś mrokiem zaciemniony w cień pokoju się usuwa,
Maluje przedziwne obrazy niczym pędzel malarski,
Przesunięty ze świstem płomień pochodni,
Rozsypane z niej w powietrzu niezliczone iskry,
Przemieniają się w locie w chrobrych wojów Piastowskich,
I nie ma w sobie tylu ziaren nawet słonecznika tarcza,
Ilu wojów liczy tajemniczego Księcia drużyna,
Na czele drużyny stoi dumnie wódz najdorodniejszy,
Spojrzał hen daleko, książęcego, białego konia dosiadłszy,
- Sława Siemomysłowi Lestkowicowi !!!
Zakrzyknęła naraz cała liczna drużyna,
A okrzykowi niezwłocznie zawtórował szczęk wojennego oręża,
Wyruszyli odważnie wrogie plemię w polu bić,
Książęcy skarbiec wojennymi łupami wzbogacić,
Na ich czele dumny Siemomysł z bujnymi wąsami,
Zręcznie dowodzi swemi chrobrymi wojami,
Czy kiedy płomień pochodni zagaśnie,
To i on w ciemności mojego pokoju zaniknie?
Spocone moje plecy,
Przeszył dreszcz chłodny,
Gdy w całym moim pokoju,
Dał się słyszeć szept gasnącej pochodni:
„Siemomysł Lestkowic sprawiedliwym księciem był,
Wrogie swemu plemiona ciągle w polu bił,
Ataki wrogich plemion zawsze pierwszy uprzedzał,
Swoich wiernych wojów zawsze pierwszy nagradzał.”
Tańczą po moim pokoju iskry z pochodni rozrzucone,
Tańczą moje emocje wysoką gorączką wyzwolone,
Kiedy tańczące po podłodze iskierki z pochodni zagasły,
Przepocony cały spróbowałem ponownie zasnąć,
Lecz zaraz po ścianach mojego pokoju zaczęły,
Dziwne cienie się przesuwać,
Za dziwnymi cieniami jęły,
Jeszcze dziwniejsze obrazy się malować :
Oto młody książę Lestek tańczy na drewnianym stole,
Wokoło niego pogańska młodzież zgromadzona w kole,
Im głośniej młody książę w śpiewie pokrzykuje,
Tym wyżej krewka młodzież w kole podskakuje,
Ich taniec żaden wyszukany, ni żaden dworski,
Lecz po prostu rodzimy, pogański, chłopski, swojski,
I próżno na całym świecie,
Szukać większej niż wśród nich zgody,
Bo młodzi, hardzi Polanie,
To wręcz krewni letniej, cudnej pogody.
Wtem nagle się ocknąłem,
Że tylko śniłem, szybko sobie uświadomiłem,
Lecz znów zasnąłem za chwilę,
Bo nijak nie potrafiłem się oprzeć gorączce niemiłej,
I kiedy tylko niepostrzeżenie w sen się zatopiłem,
Oczyma wyobraźni zaraz nowe dziwo ujrzałem:
Cóż to za mężczyzna na twarzy tak rumiany,
Naszyjnikiem z kłów niedźwiedzich na piersi udekorowany,
I ujrzałem jak stojącego na ogromnym cielsku zabitego tura,
Siemowita Piastowica przedziwna rozpiera duma,
Dumny Książę łeb tura szkaradnego,
Zwycięsko położył pod buta swego,
I odniosłem wrażenie,
Że jedno tylko spojrzenie,
Księcia Siemowita srogie,
Mogłoby napełnić strachem całe armie wrogie.
Gdy znów się przebudziłem,
Za oknem zaczynało już świtać,
Lecz wredna gorączka ze świtem,
Wcale nie zaczęła zanikać,
Kiedy nadal cały rozpalony,
W ścianę pokoju oczy wlepiłem,
Malujący się na całej ścianie,
Obraz nowy wnet ujrzałem:
To poczciwy oracz Piast,
Siedzi na progu swej chałupy,
Starą spracowaną jego twarz,
Rozjaśnia uśmiech od ucha do ucha,
Wzruszonym wzrokiem,
Przenikając mnie swą opowieść zaczyna,
Instynktownie odgadłem,
Iż moja ciekawość jest jej przyczyną:
„Od pokoleń uprawiali pola moi dziadowie,
Na tej ukochanej gnieźnieńskiej ziemi,
Pot swój w polu przelewali co dzień,
Nadzieją obalenia okrutnej dynastii Popielów wiedzeni”
Z westchnieniem wzruszony starzec mi opowiedział,
Jak płonęła kiedyś Mysia Wieża w Kruszwicy,
W której Popiel zawzięcie do dni ostatnich swoich siedział,
W końcu życie oddając żywcem zjedzony przez myszy,
„Przeszywając lotem niebo orzeł biały,
Nadchodzących czasów nowych był zwiastunem,
Widząc znak ten radował się lud nasz cały,
Oracza prostego, przyszłego losu swego czyniąc piastunem.
Zapragnęliśmy w nowych czasach wieść życie nowe,
Czarne pola zasiewać złotym zbożem,
I nasza młodzież gromadnie,
Poczęła się garnąć chętnie,
Do nowej książęcej drużyny,
Nowych lepszych czasów chcąc być zaczynem,
Cudowna Noc Świętojańska,
O świcie nowy bieg swój zacznie plemienia Polan historia,
Szlachetni potomkowie moi,
Nasycą ją czynami swemi,
Kiedym ostatnie swoje tchnienie wydawał,
Przenigdym się nie spodziewał,
Że za sprawą Księcia Mieszka,
Mojego wielkiego praprawnuka,
O naszym istnieniu za przyczyną Gala Anonima,
Na całym świecie dowie się nauka,
Ojcze historyków, Dziejów Wietrze, rozjaśnij dziejów mroki,
Przez młodych historyków pochodnią oświaty,
Zapał historyków młodych,
Jest niczym złote iskry,
Spraw by dzięki nim na świecie całym,
Wielkie pochodnie oświaty zabłysły,
W sukurs młodym historykom zdolnym ,
Niech przybędą młodzi debiutujący pisarze i poeci,
By nawet u najmłodszych dzieci wiedzy głodnych,
Zaciekawienie moimi szlachetnymi potomkami rozniecić”
Mówiąc te słowa uśmiechnął się łagodnie,
Dziwnym spojrzeniem zmierzył mnie przenikliwie,
I zanim we śnie o cokolwiek zdążyłem go zapytać,
On… niespodziewanie z oczu moich zaczął zanikać,
Zamglone gorączką oczy powoli otwieram,
Poczucie rzeczywistości stopniowo do mojego mózgu dociera,
Czy więc oni jednak naprawdę kiedyś byli,
Czy tylko mi się śnili?
Czy to mnie,
Czy nie mnie w nocy się objawili?
Z okładki stojącego na półce albumu władców Polski,
Dumnie Spogląda na mnie Książę Mieszko.
Ech… niejeden młody pasjonat historii,
O początkach naszego kraju Chciałby wiedzieć wszystko…