Po zachodzie słońca, obnażam swoje ciało,
Delikatnością i kruchością którą chowam za dnia.
Odkrywam z każdym oddechem, że jestem zdolna do kochania.
A ta łza która spływa każdego dnia, to prawdziwa ja !
Potrafiąca się wzruszyć, uśmiechać i patrzeć szczerze.
Im dłużej w klatce siedziałam,
tym więcej nie potrzebnego muru dobudowałam.
Tak długo udawać musiałam że jestem jak skała,
że zapomniałam, jak delikatna dusza we mnie schowana.
Przez wiele lat cicho płakałam że jestem sama,
niewolnikiem chłodu i lodu się stałam.
Jedna noc, spojrzenie w jego oczy i moja samotnia traci ściany,
uśmiech częściej gości na mojej twarzy,
I nagle jest ten blask ta łuna srebrzysta, tak to ten kwiat.
Jednak co to da ...
Skoro serce to wrak !
Ktoś kto chce być kochany,
nie zostanie u boku damy, która w oczach ma strach...
Gdy ktoś chce poznać jej blask, ucieka jak dzika zwierzyna.
I tak o to poduszka każdej nocy moknie od tej jednej łzy,
która przypomina że jestem zdolna do kochania,
ale zbyt słaba by pokazać jaki mam w sercu skarp.