Budzę się wypoczęty, a świat wydaje się tego nie dostrzegać,
innym razem przeklinam, że żyję. Moja niespełniona miłość,
marzenia bez cienia możliwości, mokre sny. Tak naprawdę
mój seks nie istnieje.
Cała ta gimnastyka, udawanie „sex machine”,
aż boli.
Nowy rok, nowe marzenia, nowe wyzwania i strach – kalendarz,
pesel, poranny wzwód już nie taki. I ja – zacinam się przy goleniu,
parzę dłonie zalewając wrzątkiem kawę, potykam się o głupi dywan.
Kurwa, ja się starzeję.
Ruda wyszła z siebie nazywając mnie chłopczykiem, a ja
wyrzucając ją za drzwi.
Sprawdzam kiedy kolęda, godziny otwarcia lodowiska,
mam swoje plany, ale nie dzielę się tym z żoną. Ona odmierza ciśnienie,
sprawdza puls, czy jeszcze będzie mogła mnie kontrolować,
czy nie odlecę poza horyzont. Ba. Chciałbym.
Zabawa w życie. Nie warto być dobrym. Nawet koń na wybiegu
nie pokazuje swoich wszystkich możliwości. I na koniec: dzisiaj
mam urodziny. I niech się święci.
Dzwoniła Madzia, Boże, ile ona ma lat?