Śmierć do szeptu podobna, tajemnicą szyta
Dopiero gdy się zbliży, do uszu zawita
Prawdę życia skrywaną, na moment obnaża
„Zobacz oto sens nagi”- po cichu powtarza
„Mój dotyk rozwarł oczy, na co dzień zamknięte
Spójrz dobrze! Wiesz już czemu, dłonie me przeklęte?”
Przed Toba goła Verum, której zimne dłonie
Łapią, duszą za serce, rzeczywistość tonie...
Rwiesz się szamotasz ostro, na nic Twoja siła!
Poległeś, choć sekunda, jeszcze nie wybiła
Potem śmierć zwalnia uścisk, odchodzi bez dźwięku
Pozbawia zrozumienia, pozbawia też lęku
Choć zapominasz o niej, pozostaje blisko
Przyczajona, gotowa, by odebrać wszystko
Niby szepty w cieniu, spowita ciemnością
Niewidzialna na co dzień, cieszy się wolnością
Wczoraj przyszła po dziadka, sam Bóg wybrał datę
Straciliśmy na zawsze, dziadka, męża, tatę
Na czarnych skrzydłach lecą, gorzkie i złe wieści
Chce jednak coś miłego, na koniec zamieścić
Jako że każdy człowiek, jest niczym artysta
Na płótnie życia tworzy, kto i jak skorzysta
Zależy od nas samych, za piękne obrazy
Przesyłamy na górę, wdzięczności wyrazy
Cóż poczniemy z reszta? Może zamalować?
Nie mówić, nie wspominać, do szuflady schować?
Niekiedy dobro do zła, pokrętnie zaprasza
Zaś wybitna uroda, uczucia odstrasza
Może brzydkie malunki, za sprawą niebieską
Pomogą wymalować, przyszłość lepszą kreską?