zlot rodzinny

chciałabym wymazać siebie z tła
czarnobiałych manekinów gdzie bóg
na naszych oczach kołysał dziecko

 

uciekłam 
myślami w pytania dlaczego kołyska 
ma wieko a od kadzidła duszno 
jedna babcia mdlejąc pomogła mi 
złapać powietrza na chwilę wyszyliśmy       

 

księdza pocieszenia trzęsły piekło 
na policzkach płynęło niektórzy próbowali 
w gardle dusić a spadające spod okularów 
przykrywali podeszwą bo to chyba wstyd

 

poczułam             
ostatni spacer dzieciny
jakby to mnie w dole żywą zasypywali

 

jeszcze stypa

 

na szczęście 
mnie nie zaproszą

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 1 głos
000p
000p
Wiersz · 23 stycznia 2023
anonim