Kiedyś będę szczęśliwy
Kiedyś znów ktoś mnie spotka
Kiedyś zaznam spokój i miłość
Kiedyś skończy się to wszystko
Lecz teraz to tylko koszmar
Niekończący koszmar na jawie
W którym ruina ból i cierpienie
W bańce , poza wszystkim
Wszystko naraz , popadam w bezsens
Marazm i brak wiary , brak siły się zabić
Brak sił na nic by wyznać co czuje
Halucynacje w których widzę
Szpital , psychiatryk , białe ściany
Głucha cisza i znów to samo
Powiesz nie jesteś sam
To tylko bzdury jesteś super
To tylko iluzja
A ja nawet nie wiem co jest już prawdą
Jestem ruiną , hańbą literatury
Rozdarte skrzydła nadziei zgasły żar zapału
Zgasło wszystko i poszło jak szkło w drobny mak
Zróbcie co chcecie , bo i tak nie mam dominacji
Brak własnego spokoju , brak akceptacji
Czegokolwiek brak i za dużo chce
A i tak nie wiem czy dożyje
Czy kiedyś będzie lepiej?
Nie wiem nic nie wiem jak bezdomny
W szatni hańby , włosy wstydu
I z ust bzdury i ból i brak tlenu
A dusza prosi o pomoc