Szła Śmierć przez wioskę. Chciała ofiary.
W oczy patrzyła ludziom na drodze.
Każdy uciekał w krzyku i trwodze.
Każdy próbował uniknąć kary.
Śmierć ze spokojem ludzi słuchała.
„Proszę – wołali – nie ja, ktoś inny!
Ja mam rodzinę… Tamten jest winny!”.
W tłumie zaś mała dziewczynka stała.
„Ja mogę odejść! Swoje zrobiłam.
Ja się z wszystkimi dziś pogodziłam.
Fajnie, byś ludzi tych oszczędziła…”.
Nikt jej nie bronił. Chcieli, by padła.
Śmierć stąd uciekła. Schudła i zbladła.
Już się na długo ludźmi przejadła.