DOM JAKO OFIARA
W ciągu jednej minuty całe życie domu dobiegło kresu. Dom jako ofiara to również masowe morderstwo, nawet gdy się go opróżni z mieszkańców. Masowa mogiła surowców przeznaczonych do zbudowania sensownej struktury, czy wiersza bez znaczenia w czasie wojny. Dom jako ofiara to oderwanie rzeczy od ich związków, od nazw uczuć, od potrzeby tragedii, by skierować jej potoczystość w ogląd życia przedmiotu. W każdym przedmiocie istnieje pewna doza boleści - pamięć palców, zapachu, obrazu. Domy się zabija tak jak ich mieszkańców. I pamięć o przedmiotach się zabija: kamień, drewno, szkło, żelazo, cement, porozrzucane są w połamanych ułomkach jak istoty żywe. Bawełnę, jedwab, płótno, papiery, książki, rozdziera się na zrzynki jak zakazane słowa. Talerze, łyżki, zabawki, winyle, krany, rurki, klamki, lodówki, zmywarki, wazony, słoiki oliwek i korniszonów, konserwy, wszystek rozerwane, jak ich właściciele. Sól, cukier, przyprawy, zapałki, tabletki, środki antykoncepcyjne, ząbki czosnku, cebule, pomidory, uschłą okrę, ryż i soczewicę, miażdży się na zgliszcza, jak ich właścicieli. Umowy najmu, świadectwa ślubu, akty urodzenia, rachunki za wodę i prąd, dowody tożsamości, paszporty, listy miłosne, rwie się na strzępy jak serca ich właścicieli. Fotografie, szczoteczki do zębów, grzebyki, kosmetyki, buty, bieliznę, prześcieradła, ręczniki, fruną w każdą stronę jak sekrety rodzinne nadane przez radio, w kompletnym chaosie. Wszystkie te rzeczy to pamięć o ludziach, którzy już ich nie mają, i o przedmiotach, które nie mają już ludzi - zniszczeni w minutę. Nasze rzeczy umierają tak jak my, ale nie są grzebane wraz z nami.