Gdzieś na krawędzi okiennej ramy
tak lekko tańczysz z cieniem dachów.
Gdzieś na brzegu jej źrenic
kołyszesz swoją purpurową twarz.
Jej oczy tańczą razem z tobą
błądząc w labiryncie chłodnych ulic
łowią szepty słonecznych drogowskazów
szukając miejsca do snu.
Gdzieś na krawędzi okiennej ramy
tysiącem iskier rzeźbiąc na szkle srebrne znaki
odchodzisz.
Jej oczy cicho gasną pożegnaniem dnia,
zasypiasz ty …
zasypia ona …
zasypiam ja.