Dyrygencik, czyli jak kto woli, obłęd udzielony

Yaro

człowiek sierocy opętany

 

 

demony przeszłości nie drzemią

niewyraźnie nocą słychać rżenie koni

 

w psychopatii wariactwo obcego kraju

nierealne staje się widzialne

na tle gwiazda północy

sztorm we łbie na falach trzaska łódź

cyklon szarpie banderą

żagiel nadspodziewany

pęka maszt woda opływa pokład

 

zamiast chleba na stole niepowodzenie

okrągły kształt okrągły pół świat,

stłuczony na piaszczystej plaży

w sarkofagu wielkiej niewiadomej mroku

wilgoć klajstruje się do ust, przetłuszczonych rąk

 

jaźń błądzi gdziekolwiek indziej

dyrygentem orkiestry

postacią tytułową niepodważalną

istotą w operze przypisanego dramatu

w szpitalu za krat auskultuje życie ptaków

 

w głowie wspomnienia,

dni których nie było odemknęło się niebo,

lecz nie istnieje imaginacja

konwertuje chleba w kamienie

kieliszek tabletek co strofuje

niepojęte zjawiska już dobrze,

boją się o mnie nie mam nic

 

przed dyrygentem widownia

wciąż muzyka w duszy bywa piękną

tylko to pewne ogniowo co zaciska myśli

wiem jestem więźniem ego

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 26 maja 2023
anonim