Przyśniły mi się posągi z Wyspy Wielkanocnej,
Przyśniły mi się tuż za moim oknem…
Siedmioletnim dzieckiem wtedy byłem,
Świat wokoło ledwo co rozumiałem,
Zaś dnia codziennego troski i obawy,
Nocą przeobrażały się w senne koszmary,
Gdy ciężkie ilustrowane Atlasy Świata,
Z podnieceniem ściskałem w dziecięcych rączkach,
Uwagę moją szczególnie przykuwały,
Posągów z Wyspy Wielkanocnej zdjęcia okazałe,
Jakże niesamowicie kolorowe zdjęcia,
Potrafią rozbudzać wyobraźnię dziecka,
Historię świata swym pięknem opowiadać,
Zachwycając, zarazem wiedzę przekazywać…
Lecz dziecku nadwrażliwemu emocjonalnie,
Łatwo wyrządzić szkody w psychice,
Gdy często drobne radości,
Dnia codziennego zabijają troski,
Lecz często głośny krzyk nauczyciela,
Zabija dziecięcą ciekawość świata,
Często jedno spojrzenie nauczyciela srogie,
W wrażliwym dziecku zabija pochłaniania wiedzy pasję,
Zamiast uczyć szkoła do nauki zniechęca,
Gdy nauczycielowi brakuje właściwego podejścia,
Gdy zamiast z zapałem przekazywać swą wiedzę,
Podopiecznych swych ciągle podniesionym głosem tresuje…
Gdy wieczorem głowę na poduszce kładłem,
Snem niespokojnym trwożnie zasypiałem,
Choć, od świata zarania, snu spokojnego,
Potrzeba dziecku do kształtowania psychiki odpowiedniego,
W dziecięcym pokoju ciemną nocą,
Gdy nocne koszmary do okien łomocą,
Posągi, które ciekawość dziecka uwiodły,
Senne koszmary do swej służby zaprzęgły,
Posągów z Wyspy Wielkanocnej oblicza tajemnicze,
I napawające niepokojem złych nauczycieli twarze,
Pod osłoną czarnej nocy,
W głowie wrażliwego dziecka razem się mieszały,
W koszmarze moim niebo burzowe,
Od chmur ciężkich niemalże stalowe,
Snu nakreśliło klimat ponury,
Sennemu koszmarowi właściwy,
Na tle burzowego nieba,
Karzeł na wielkiej kupie żwiru siedział,
Gdy mnie postrzegł, spojrzał wymownie,
I uniósł w górę swą murarska kielnię,
Przykrótkimi rękami wymachując,
Niezrozumiale przy tym bełkocząc,
Gdy złowrogo na mnie spoglądał,
W koszmarze moim strachem mnie napełniał,
Murarz karzeł wskazał swą kielnią,
Na dziejące się straszne dziwo,
Na ciemne posągi wielkie,
Spowite przez niebo chmurne,
Z wieczornej mgły poczęła się wyłaniać,
Twarz kamienna sroga,
Z wieczornej mgły się wyłoniła,
Wielkiego posągu twarz kamienna,
Rumor przesuwanych posągów,
Podobny do odgłosu stłumionego gromu,
W śnie moim wydał się złowieszczy,
Strachem zarazem napełniający,
Wielkie posągi dom mój otoczyły,
Przesuwane nieziemską tajemniczą siłą,
I wlepiły swe puste oczodoły,
W okna mojego domu,
Z wysoko zadartymi podbródkami,
Z kamiennymi, acz chmurnymi czołami,
Patrzyły złowrogo pustymi oczodołami,
W koszmarze moim strachem mnie napełniały,
Niczym mrówka na szachownicy,
Pomiędzy szachowymi figurami,
Tak ja biegłem w śnie moim,
Pomiędzy kamiennymi posągami,
Lecz zwykle daremną się okazuje,
Ucieczka podjęta w sennym koszmarze,
I gdziekolwiek moje nogi pobiegły,
Posągi za mną głowy odwracały,
Gdy tak we śnie uciekałem,
Niespodziewanie nagle spadać zacząłem,
Kiedy iż spadam zrozumiałem,
Niespodziewanie nagle się obudziłem,
Gdy tak nadal wystraszony,
Ze strachu w łóżko swe głęboko wbity,
Po ciemnym pokoju śpiesznie się rozejrzałem,
Że tylko śniłem powoli zrozumiałem…
Lecz po tylu latach,
Gdy powracają wspomnienia z wczesnego dzieciństwa,
Nijak gniewać się nie potrafię,
Na piękne posągi mgłą tajemnicy spowite,
Przeciwnie świata całego historia,
To moja wielka życiowa pasja,
I historię wszelkich kultur starożytnych,
Wciąż pochłaniam z dziecięcymi wypiekami na twarzy…
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
KRAKOWSKI BANK SPÓŁDZIELCZY 96 85910007 3111 0310 9814 0001