I.
Było Ich dwanaście,
Pięknych niczym gwiazdy na hebanowym niebie,
Odbite nocą w prastarej krystalicznie czystej Wiśle,
Na lustrze wody tańczące swym skrzącym blaskiem,
A każda z nich miała swą misję dziejową,
Dziś niemal doszczętnie już zapomnianą,
Zasnutą przed domysłami kronikarzy pradziejów tajemnicą,
Przez prastare bory wiernie strzeżoną,
A każdej z nich wkrótce serce zabiło,
Ku wielkiemu królowi niewinną szczerą miłością,
Podszeptami bogów w Ich umysłach roznieconą,
Powiewem wiatru dziejów w serc głębinach rozżarzoną,
A każda nosiła dumne miano żony,
Pierwszego w dziejach króla Słowiańszczyzny,
Władającego niegdyś swymi rozległymi ziemiami,
Panującego niepodzielnie nad żon swych sercami…
II.
Gdy cudnymi letnimi wieczorami,
Rozczesywały swe długie włosy,
Zachodzącego słońca skrzącymi promieniami,
Mrużąc przy tym błękitne swe oczy,
Miast misternie wyrzeźbionych z kości grzebieni,
Używając skrzącej słonecznej tarczy,
Ujętej dłońmi dziewczęcej wyobraźni,
Potężniejszej od wielomilionowych wojów armii,
Snując domysły o przyszłym swym losie,
Z woli bogów wplecionym w pogańską Słowiańszczyznę,
Niczym w długie sięgające bioder warkocze,
Smukłymi palcami wstążki wielobarwne,
Spoglądały w przyszłość ogarnięte trwogą,
Zrodzoną w Ich umysłach młodego wieku przezornością,
I licznych rozmyślań zawiłością,
Niewidzialnymi palcami losu utkaną…
III.
Spoglądając wówczas na nikły sierp księżyca,
Zarysowujący się z wolna na tle nieba,
Miały go za swego towarzysza,
Dziewczęcych swych sekretów zaufanego powiernika,
Utkane emocjami słowa prostych swych modlitw,
Nanizywały na nici potajemnych swych myśli,
By kędy płyną po niebie chmury,
Zawiesić je wieczorem na sierpie księżycowym,
W wieczorną letnią ciszę bez pamięci zasłuchane,
Okraszoną zachodzącego słońca pozłocistym blaskiem,
Przeszytą przenikliwym bzów zapachem,
Rozbudzającym tkliwie nadzieje i lęki uśpione,
Rozniecały o zmierzchu obaw swych iskrę,
Zamartwiając się przyszłym swym losem,
By pod wyszywanym gwiazdami nocy niebem,
Rozgorzała tysięcy trosk pożarem…
IV.
Gdy okrutnych Awarów ucisk straszliwy,
Był już tylko wspomnieniem zamierzchłych dni,
Zaklętym w starych żerców słowach przestrogi,
Nieść się mającej przez kolejne wieki,
Gdy międzyplemiennych sojuszy umocnienia,
Z biegiem dni zrodziła się potrzeba,
Trwałych przymierzy na łonie Słowiańszczyzny zawarcia,
Dla frankijskich najazdów skutecznego odparcia,
By niczym rozległego, potężnego grodu mury,
Były granice Słowiańszczyzny,
Obwarowane wolnych Słowian niezłomnością woli,
By wszelkie wrogie jarzma z dumą zrzucić,
Łączącym słowiańskie ludy nierozerwalnym spoiwem,
Miały być pięknolice córy książęce,
Przesławnemu zwycięskiemu królowi z czcią ofiarowane,
Przez dumnych ojców na małżonki królewskie…
V.
Gdy wyzwolonej Słowiańszczyzny dzieje,
Płynęły nieśpiesznie sielankowym swym tępem,
Dumnego króla wymowne spojrzenie,
W oczach każdej z nich znalazło swe odbicie,
Gdy król Samo objeżdżał rozległe swe ziemie,
Z tysiąca walecznych wojów orszakiem,
Każda z nich stanęła przed Jego obliczem,
Gdy przedstawioną mu była przez plemienia starszyznę,
A kiedy dumne Samona spojrzenie,
Na twarzy każdej wypaliło dziewczęcy rumieniec,
Gorący niczym ognia płomienie,
Trawiące ofiarowaną słowiańskim bogom żertwę,
Okraszając swe twarze łagodnymi uśmiechami,
Delikatnymi niczym letniego wiatru powiewy,
Na przyszłego męża nieśmiało podnosiły oczy,
Z młodzieńczą trwogą wypisaną w głębi źrenic…
VI.
Gdy międzyplemiennych sojuszy umocnienia,
Rękojmią każda z nich była,
Trwalszą od wykutego w ogniu żelaza,
Bowiem przypieczętowaną obrzędem zrękowin małżonków dwojga,
Kiedy to stając przed przyszłego męża obliczem,
Rozjaśniła twarz każda radosnym uśmiechem,
Niczym skrzącym słońca promykiem,
Mieniącym się w porannej rosy kropelce,
Gdy każda z nich kwiat swej młodości,
Ofiarowała sławnemu królowi Samonowi,
Pierwszemu wielkiemu władcy prastarej Słowiańszczyzny,
Od awarskiego ucisku przesławnemu wyzwolicielowi,
Miast w zwierciadłach w złoconych ramach,
Przeglądały się wszystkie w oczach króla Samona,
Ukochanego ich wszystkich i każdej z osobna męża,
Któremu ofiarowały wszystkie swe młode życia…
VII.
Dwunastu wyjątkowych nocy poślubnych,
Dwanaście młodych dziewcząt wspomnień niezwykłych,
Na trwale zapisanych w Ich pamięci,
W szkatułach wspomnień miłością zapieczętowanych,
Gdy w noc Kupały przy księżyca pełni,
Rozpuszczały wszystkie swe długie włosy,
Rozniecając błysk w głębi Samonowych źrenic,
Niczym nocne niebo skrząco kruczoczarnych,
By przerodził się wnet w pożądania pożar,
Trawiący z wolna dumę wielkiego króla,
Bijący wewnętrznym ogniem z królewskiego spojrzenia,
Otulający płomieniem wstydu nagie Ich ciała,
Gdy zrzucały weselne swe szaty,
Na wielowiekowe dębowe podłogi,
Otulonych księżycowym blaskiem grodów prastarych,
Wzniesionych z dębów pamiętających chłód odwiecznych kniei…
VIII.
Gdy dumnego króla drżącej dłoni dotyk,
Przy tajemniczej księżyca pełni,
Gładził z wolna nabrzmiałe Ich wargi,
By ześliznąć się wzdłuż szyi łabędzich,
Dreszcz podniecenia przeszywał ich plecy,
Każdej z tamtych tajemniczych nocy,
Niczym nieujarzmione świetliste pioruny,
Bezmiar burzowego nieba czerni,
By po całym ciele wnet powędrować,
Wraz z dłonią rozpłomienionego króla Samona,
Niczym niezwyciężonych wojów niezliczone wojska,
Aż ku najodleglejszym krańcom ziem Słowian,
By pośród upojnych księżycowych nocy,
Rozniecić iskry istnień nowych,
Szeptem pradziejów w matek łonach utkanych,
Odwiecznym prawem natury na świat wydanych…
IX.
Gdy w pozazmysłowym tajemniczym cieniu,
Płynących nieśpiesznie Słowiańszczyzny dziejów,
Zbliżał się dla każdej czas porodu,
Powitych niemowląt pierwszego krzyku,
Rodząc w bólach kolejne Słowiańszczyzny dzieci,
Zaciskały do krwi oblane potem wargi,
Niekiedy w letnim upale dojmującym,
Niekiedy przy tajemniczej księżyca pełni,
By wydawane na świat Samona potomstwo,
Dzieje Słowiańszczyzny przez wieki pisało,
Granice ojcowizny sojuszami i mieczem poszerzając,
Okrywając się za życia nieśmiertelną sławą,
By kiedyś u kresu życia swego,
Powierzając swym następcom Samona dziedzictwo,
Pokłoniwszy się w zaświatach przodków swych duchom,
O wolnej Słowiańszczyźnie dać mogli świadectwo…
X.
Kiedy niemowlęta cicho kwiliły,
One łagodnie się nachylały,
A słysząc szept ich cichy i delikatny,
Uspokojone dzieciny swego płaczu zaprzestawały,
A kiedy matki nad kołyskami się pochylały,
Kruszynom swym do ucha cicho szeptały,
O rozległej Słowiańszczyzny dziejach barwnych,
O pradziadach ich dumnych i walecznych…
Jak kiełkują rzucone w żyzną ziemię ziarna,
Dorastało z lat biegiem liczne potomstwo Samona,
Wbijając w dumę starzejącego się ojca,
Smutki i nadzieje wlewając w matek swych serca,
Dorastając pośród utkanej tajemnicami Słowiańszczyzny,
Wchodząc z wolna w dorosłe życie z dziecięcych dni,
Wspominając z rozrzewnieniem obrzędy postrzyżyn,
Przeglądając się w oczach wybranek w dni zrękowin…
XI.
Nie smućcie się Samonowe żony,
Iż ledwo was wspomniały karty kronik,
Ledwo napomknęli o was chrześcijańscy mnisi,
Nietrwałym inkaustem i piórem łamliwym,
Choć imion waszych nie znamy,
Zapisałyście się na wieki w historii Słowiańszczyzny,
Świadectwem trwalszym od kronik kart pergaminowych,
Ofiarowanym biegowi dziejów potomstwem swym licznym,
Wraz z nieubłaganym wiatru dziejów powiewem,
Zapisałyście się w swych ludów pamięci wdzięcznej,
Przekazywanej ustnie z pokolenia na pokolenie,
Przez babki do snu wnukom wyszeptywanej…
A król Samo wszystkie was kochał,
Każdą w sercu swym zachował,
Gdy u dni schyłku z życiem się żegnał,
Każdą z swych małżonek z rozrzewnieniem wspomniał…
XII.
Przesławna niegdyś dynastia Mojmirowiców,
Zabrała z sobą do grobów dziesiątki sekretów,
Niczym złote iskierki pośród zimnych popiołów,
Tlących się gdzieś w pomroce dziejów…
Jest wielkim zachodniej Słowiańszczyzny sekretem,
Czy Mojmir był Samona potomkiem,
Ze wszech miar zdolnym samorodnym talentem,
I swego wielkiego pradziada godnym prawnukiem,
I czy z głębi wieków szept Samona,
Przemawiał nocami do duszy Rościsława,
Śpiącego snem głębokim na Wielkomorawian nadziejach,
Władcy godnego owianego legendami Słowian króla…
Przeto w licznych pogańskiej Słowiańszczyzny władcach,
Odnotowanych przez historię na kronik kartach,
Winniśmy doszukiwać się potomków Samona,
Z dociekliwością godną wytrawnego badacza…
- Wiersz zainspirowany utworem ,,Pieśń świętojańska o Sobótce" autorstwa Jana Kochanowskiego.
Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!
KRAKOWSKI BANK SPÓŁDZIELCZY 96 85910007 3111 0310 9814 0001