Zapragnąłem chłodnym wieczorem letnim,
O dalekim Wołyniu choćby parę zdań skreślić,
By oddać hołd tamtym czasom minionym,
Pociągnięciami pióra zrazu nieśmiałymi...
I o tamtej dalekiej kresowej ziemi,
Utkanej przez lata bezcennymi wspomnieniami,
Wielopokoleniowych polskich rodzin,
Napisać poruszający wyobraźnię tekst rzewny...
Lecz jakże pisać o Wołyniu…
Bez przeszywającego nocne niebo krzyku!
Niosącego skarg tysiące przed oblicza Aniołów,
Milczących obserwatorów biegu ludzkości dziejów,
Niekiedy smutnych i posępnych,
Widząc niezliczone zbrojne konflikty,
Niekiedy do głębi swego istnienia poruszonych,
Straszliwymi rozmiarami czystek etnicznych…
Zamierzyłem tamte kresowe obrazy,
Odmalować nieśmiało piórem poety,
W pożółkłe karty źródeł drukowanych,
Zanurzając sieci poetyckiej wyobraźni,
By tamtej kresowej międzyludzkiej serdeczności,
Oddać swymi słowami uniżone pokłony,
Zadumawszy się pośród refleksji wieczornych,
Nad czasu upływem bezlitosnym…
Lecz jakże pisać o Wołyniu…
Bez przygniatającego duszę niewysłowionego smutku!
Cięższego od tysięcy nieociosanych głazów,
Rzuconych na szalę historycznych osądów,
Symbolizujących tamte straszliwe winy,
Wobec bezbronnych istnień ludzkich,
Tak podobnych do biblijnych kamieni młyńskich,
U szyi zakłamujących historię niewidzialną ręką podwieszonych…
I pragnąłem wciąż o dalekim Wołyniu,
Pisać tysiące poruszających słów,
Zapisując nimi strony kolejnych zeszytów,
Czekających na przedwojennym drewnianym stoliku,
By wieczornego wiatru powiew,
Przeniósł w tamte czasy mą wyobraźnię,
Bym z każdym jednym pióra pociągnięciem,
Zatapiał się w tamte dziesięciolecia minione…
Lecz jakże pisać o Wołyniu…
Bez tysięcy gorzkich więznących w gardle słów,
O bestialstwie tamtych barbarzyńskich czynów,
Niemożliwych do zobrazowania czernią atramentu,
O tamtych bezbronnych ofiar bólu,
Nie do opisania przez setki wspomnień tomów,
Bolesnych w okolicy serca ukłuć,
Na samo wspomnienie tamtego koszmaru…
- Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy ludobójstwa na Wołyniu.