Lato odchodzi, a noc za oknem
Tak bardzo nie chce jeszcze spać
Lato odchodzi, co noc 2 stopnie
2 stopnie mniej cię będę znać
Gardło mi ściska, jakbym samotnie
Przemierzał cmentarzyska praw
Bo nawet twoje zdjęcie zamoknie
I zzielenieje pośród traw
Wiatr zgrabnie wieje, kwiaty na łące
Apodyktycznie nie chcą gnić
A moje usta jak ust tysiące
Zmarszczą sie jak jesienny liść
Wkrótce zanikną ślady na ławkach
Odbita na pościeli łza
I ta ostatnia pusta karafka
Bo zawsze piliśmy do dna
A co jest potem, dzieci dorosłe
Czytają bajki dzieciom w krąg
Znowu kaczeńce kwitną na wiosnę
I znowu brak mi twoich rąk
Kości poźółkną, tak jest wygodnie
Bo każdy wie, że z prochu w proch
Za tygodniami idą tygodnie
Na naszych piersiach sadzą groch