Sen dzisiaj tutaj nie zajrzy
Księżyc się wkrada przez okno
Trzymając w mroku rys twarzy
Zasłonę uchyla nocną
Wchodzi, nie pyta, zostaje
Krocząc w mą stronę pomału
Tak pewny, zmysłowy, bez skazy
Bez wstydu, uśmiechu, bez szału
Jak tchnienie przyspiesza tętno
Rozpyla wokół pył nocy
W jedwabiu prężąc ramiona
Rozgwieżdża błyszczące oczy
Rozrywa zdyszany oddech
Podmuchem odkrywa nagość
Bezwstydnie we mnie wpatrzony
Niemo owija mą słabość
A później odchodzi niewinnie
Do samotności innej.