Vicina, wiersz nieprzydatny do spożycia

witka

Deficytowym towarem
dla kobiet do wychodzenia, odstania
w kolejce dla wszystkich, lepiej rokujących,
była najtańsza zagata na menstruację,
kawa do robienia alfonsa
i rozmnażania snów w towarzystwie przyzwoitek
z festiwalu trzech piosenek. Od podolnej pozycji spawania
i naruszania granicy górnej odchyłki wśród ciszy nocnej.

To był czas, kiedy wwoziłem pieprz. Prawdziwy.
Rozgrzewającą maść z obrazkiem tygrysa
o wielkim skoku psychologi w łagodzeniu bólu.

A książka z drugiego obiegu ziemi,
jeszcze bez rewizji warunkowej,
uprawniała do życia,
nawet bliższe ideowo kurwy.

Nie była o Synu Pułku.
Całego stanu osobowego i jednej pułkownikowej,
z przyjaciółek lirycznych. Pozostał rezydentem przetrzeźwiałki.
Trochę zaniedbany, podkłada się w grze we flirty.
Bo wybór stawki to jednak atut w rękawie wiatru.
 

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Niczego sobie+ 2 głosy
witka
witka
Wiersz · 20 września 2023
anonim