Po kątach podłamanego światła z obśmiewanych wyznań
i nie ma na to second handów.
Bitą, przerysowaną będę klepał jak nieskładną modlitwę,
garażował w swojej dziupli po przeszczepie w pesel żony.
Wraca do domu, ogląda przyniesione we włosach śnieżynki.
Przed tremo z niedowładem podstaw, że jest zbyt piękna
na zaciskanie pasa, za biedna na oszczędzanie bólu.
Za dobra, nie będę pokutował, cuda i długi zabiera się ze sobą.