Szarwark u Penelopy

witka

 

 

Zaganiałem zawsze tę samą zupę,

jak ona po białorusku zaciągnięta śmietaną.

Kiedy wylewała piersi, nie musiałem

za wcześnie zrywać się z nóg,

wgapiała we mnie te igły szczęścia w stogu siana,

musiałem odbierać jak potraw przed deszczem.

 

Pod wieczór lubiła fejsbuczeć,

że na odzień jest utkana z mgły nad rzeką,

wyłania się z ognia a nie z dymu o te niespalone łętowiny.

W czarny piątek przy łapaniu oczek plandeki,

od mego słomianego ognia zajęła się w stercie kolorowych gazet.

I wymówiła wstrząsy uskoku tektonicznego między wielką płytą

a hektarami do napocenia.

 

 

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Doskonały 1 głos
witka
witka
Wiersz · 15 października 2023
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Świetne, klimatyczne, (ale ostatnie zdanie - pod skalpel…;))

    · Zgłoś · 11 miesięcy temu