Jest to człowiek o natarczywym dźwięku
można go wziąć za porządnego literata
ma szerokie plecy
że nie mieści się w drzwiach salonów
nigdy nie wchodzi pierwszy
a wychodzi ostatni.
Rozmowy z nim są wysilane
nie kleją się jakoś
wyglądają na wieczory zaćmienia planet
dopiero w temacie wszechobecnego sensu
może przebierać jak w ulęgałkach
nadzwyczaj podłe miejsce i czas - mówi
podniecony alkoholem.
Ze wszystkich istot wszechrzeczy
nie zakrztusił się gustami literackimi
wychodzi wówczas na balkon
i nieśmiało muska brzeg księżyca
gdzieś między szarością
a tym wszystkim
faluje jej żółta sukienka
mimo dotyków palców.
Potem zatapia się w drobiazg
próbuje zająć pośledniejszą pozycje
tak czy owak
zastyga w chmurze tytoniowego dymu
gdyby istniał świat myśli sprecyzowanych
to...
Tak śpiewało stadko młodych jaskółek
w gniazdku
ulepione w rogu jego okna.