Niebo odbija się w nich niemal wiernie
Chociaż to tylko kałuże w lesie
I jak te kwiaty przy nich, naokoło
Jak kwiaty owe, z zimna drżące – znikną...
To nie strumienie, nie rzeki je porwą
Podziemnie pójdą ku spragnionym liściom
Ich pąkom, co troszczą się zawczasu
O chłodną bujność lipcowego lasu
Och, nie spieszcie się drzewa do zguby
Tej wodnej kwieci i tej kwietnej wody
Jeszcze z kałuży tych zdążycie upić
Ledwo co wczoraj przyszły roztopy...