W czasie spływu dorzeczem tekstów źródłowych,
meandrami zlewiska miejscowych sentencji,
poznałem ludzi z nieodszumowanej krwi,
i kości rzuconych na próbę ugody z życiem,
pełnego win rózgą pisanych na szarej wodzie
i papierówkach z przetwórstwa porównań.
I życie, najbardziej zażąrte skubania podnoszonej
z gruntu kotwicy, na przetartych łzach.
Pozostawione do ogarnięcia z resztkami po sobie,
pośród pozostałego szmelcu.
Czasem, już tylko z wygody i intymności sąsiednich pokoi
podbieramy istnieniu iluzje zdobyczy.