W końcu nadeszła zima,
powoli płatki śniegu zaczęły, spadać z nieba.
Każdy inny od poprzedniego,
przelatywały duże płatki, w skomplikowane wzory, albo
maleńkie śnieżynki w najprostsze, zwykłe linie.
Nieważne ile by tańczyły z wiatrem,
nieważne ile razy uderzyły o siebie i łączyły się razem,
wcześniej czy później spadną na ziemię.
Niektóre znikną w okamgnieniu, kiedy ją dotkną,
niektóre z całych sił będą próbowały utrzymać się na ziemi bez znikania,
a inne połączą swe siły, próbując oszukać swe przeznaczenie,
ułożą się w zimny, biały puch.
Nikt nie wie jak ten puch, zniknie,
może z czasem, ktoś go rozkopie, rozrzucając słabsze jednostki,
prosto na czystą ziemię, może zostaną jedynie przesunięte przez coś dużego.
Nikt nie wie, jak ich życie się potoczy, a one same trzymają się ze sobą,
ściśle, dotykają się, opowiadając swoje historie,
z kim tańczyły, o kogo się stuknęły, z kim były razem,
z kim się rozłączyły, a z kim spadły, tworząc zimny puch.
Ale czy te historie mają jakieś znaczenie?
Czy ktokolwiek usłyszy głos płaczącej śnieżynki, która nie chce dotknąć ziemi?
Czy ktoś posłucha ich rozterek z białymi płatkami?
Czy kogokolwiek, gdziekolwiek będą obchodzić,
zwykłe, zimne, nieprzyjemne, utrudniające życie, białe płatki śniegu?
Przecież i tak kiedyś znikną, bo zima nie trwa wiecznie,
skończy się, rozpoczynając przedwiośnie.
Nieważne jak śnieżynki przetrwały do tego momentu i tak znikną,
topiąc się w promieniach jasnego słońca, którego tak bardzo nienawidzą.
brak