Morze biało-czerwonych flag...
Urzekające pięknem tajemniczych fal,
Rozpryskujących się na zabytkowych kamienic klifach,
Tego jednego szczególnego dnia…
W dwóch świętych barwach jedynie się mieniące,
Bieli przeczystej i czerwieni skrzącej,
Tysięcy flag powiewających dumnie,
I namalowanych na policzkach okraszonych rumieńcem…
Kiedy dnia tego ostry chłód jesienny,
Perli skrzącym rumieńcem policzki dzieci,
Które przybyły z rodzicami na marsz coroczny,
Dla swej umiłowanej dziecięcym sercem Ojczyzny,
Ich rumiane twarze dziecięce,
Dla flag biało-czerwonych pozłacanym są drzewcem,
Choć na policzkach namalowanych jedynie pędzelkiem,
Na sercach wykutych pamiętnych przeżyć rylcem…
Morze biało-czerwonych flag...
Niczym włosy księżniczki Waleski rozpuszczone przez wiatr,
Niczym blask zaklęty w spojrzeniu króla Bolesława,
Odbitym na ostrzu prastarego Szczerbca…
Niczym wyłaniające się z wiru pradziejów,
Płynące nieśpiesznie dzieje dynastii Piastów,
W rozgałęzieniach licznych strumyków,
Będących odnogami jednego Piasta rodu…
Niczym prastare rzeki rwące,
Padające nieśpiesznie w morze spienione,
By otulone jego ogromem,
Odrodzić się na nowo w morskich fal pędzie,
Tak przesławnego rodu Piastów dzieje,
Porwane wielkiej historii pędem,
Zatonęły w głębinach wieków unieśmiertelnione kronikarzy piórem,
By odrodzić się w milionów Polaków patriotyzmie…
Morze biało-czerwonych flag…
Ten nasz bezcenny duchowy skarb,
Cenniejszy od srebra czy złota,
Cenniejszy od blasku zatopionego w najkosztowniejszych klejnotach…
Wykuty z bezcennego kruszcu,
Dumnych Polaków szczerego patriotyzmu,
Dnia tego wydobywanego z głębin serc milionów,
Rzewnymi emocjami miast żelaznych kilofów...
Skarb którego nie można złożyć w ofierze,
Przed wyobrażającym demona pogańskim posągiem,
Ni spopielić na wieki w całopalnej żertwie,
By nie pozostał najmniejszy ślad wspomnień…
Taki, którego nam wykraść nie można,
Przetopić, zastawić ni sprzedać,
Ni u trzęsącego połową świata biznesowego magnata,
Ni u starego zawistnego pasera…
Morze biało-czerwonych flag…
Niczym namalowany ręką mistrza przepiękny obraz,
Budzący zachwyt w całego świata muzeach,
Zazdrość w zawistnych paserów spojrzeniach,
Którego płótna mrocznych czasów upiory,
Nie zdołały rozszarpać swymi piekielnymi szponami,
Ciągnących się latami zaborów krwawych,
I zmieniających się okupantów niezliczonych represji…
Na którym odmalowano nasze narodowe traumy,
I kolejnych pokoleń heroizmu akty,
Przeplatając ponure, mroczne barwy,
Złotej farby wymownie dostrzegalnymi smużkami,
Symbolizującymi licznych bohaterów poświęcenie,
Zatopione w naszej Ojczyzny przeszłości bolesnej,
Niczym w najszlachetniejszej mirry bogato zdobionej karafce,
Wirujące w tajemniczym tańcu płatki złote…
Nie mogąc osobiście uczestniczyć w wielkim Marszu Niepodległości w Warszawie, choć tym skromnym patriotycznym wierszem mojego autorstwa chciałbym połączyć się duchowo z wszystkimi jego Szanownymi uczestnikami...
https://literatura.wywrota.pl/wiersz/652...