Kiedy byłem mały ksiądz nas straszył czasem
opowiadał bajki o piekle, że niby diabły
smoła i inne cuda na kiju
Problem w tym, proszę księdza,
że moje piekło jest trochę inne, gdy dorosłem.
Bo smażę się, owszem
- ale nie ogniem, już z pewnością nie takim
jeżeli czuję ogień to w sercu
a zamiast tlenu mi duszę pożera
przez co wykańcza mi ciało
ale duchem umieram.
Moje wypalające się, jak zapałka serce
cicho we mnie gaśnie
tłamszone zimnym powietrzem
nocami, gdy wszystko widać
niby brudne szkło, a tak wyraźnie
czerwone ślipia semaforów we mgle
Słychać ten jęk, może raczej jęki
jak na rozgrzanym jeszcze, świeżym polu bitwy
Koła lokomotyw na przemian krzyczą
wstęp do niezakończonej nigdy modlitwy:
- jedna sylaba pisku, z tysiąca potępionych gardeł
i ja to sercem czuję
niemal oczyma dostrzegam
kiedy jak Dante barką dryfuję
po własnych kręgach piekła
Bywają dni, że twarze
które mijam, gdy przemykam ulicą
pustkę jedynie mają w sobie
czy widzę duchy?
a może one mnie widzą?
Może widzimy się wzajemnie?
tylko milczymy, by może nie spłoszyć
Ja - żeby nie poczuć, że umarłem w nocy
i wstałem z łóżka bez ciała daremnie
ten zaś, że nie może już ożyć
snem mu minę tylko i wróci w swą ciemnię.
Przyjdzie mi czas jednak,
gdy dusza jak smark z zziębniętego nosa skapnie.
nikt nie usłyszy plusku, gdy wpadnie między chmury
zmęczonego serca uderzenie, kiedy wypalone zgaśnie
wytłumi jak gąbka - opiewająca mnie warstewka bólu.
To nie tak, proszę księdza, że mi życie zbrzydło
też nie tak, że coś we mnie specjalnie pękło
takie dziwne uczucie... czuję nieraz przymus
opisania ludziom tego, jak wygląda piekło.
Bo głupotą jest wciskanie tym biednym głowom
tego obrazu, jak dla dzieci. Bądźmy szczerzy
mamy czasem gości
I co te dusze cierpią?
nic wielkiego dla ,,żywych".
- spala je ogień samotności.
Więc biegnijmy
byle zdążyć jeszcze i coś znaczyć
wyszarpać namiastkę tego
co chcielibyśmy poczuć
i mieć na duszy, jak order w sobie
Chwilę wolności, dumy?
cokolwiek, zanim nam przyjdzie
wkładać w imadło pokornie głowę
Ostatnim piskiem zaznaczyć,
że po drugiej stronie oczu...
- zawsze umiera człowiek.