To ostatni wieczór gdy byliśmy jeszcze oboje,
na tym świecie, żywi.
Spałam, a Ty walczyłeś o ostatnie samodzielne oddechy.
Potem robiła to już maszyna.
Rano jeszcze razem żywi, po południu już tylko ja.
2 lata temu 12 grudnia, świat się na jakiś czas zatrzymał.
Nie wiedziałam co czuję. Nie chciałam wiedzieć.
Osłupienie, odrętwienie były dużo bezpieczniejsze.
Ból i tak już usilnie się dobijał, więc jeszcze na chwilę,
zatopiłam się w tym niebycie.
Nie umieraj bardziej Tato.
W moim sercu, wspominkach innych, rodzinie.
Na niebie pełnym gwiazd i swoich chełmieckich polach.
Niech ich zapach, ciepło otula Twoją duszę.
Zostało mi kilka ziarenek, które mocno zaciskam.
Nie puszczę ich. Nie chcę.
W obydwu wypadkach jest straszna.