Gdy w moim życiu już nic nie miałem, I pół martwy na dnie leżałem. Gdy sens życiowy był niedostrzegany, Gdzie drzwi nadziei się zamykały. Ktoś nagle otworzył klucz do ogromnego wejścia, I razem z nim do mego serca. Od tamtego czasu tylko wojna w mej głowie, I przysiągłem sobie, że nie zrobię sobie tego ponownie. Musiałem raz już zginąć, by żyć jak każdy, W duszy mego życia odrodzić się z mgły. Zamieniłem rozpacz na siłę, zmieniłem porażkę na rym, Teraz każdy dzień to dar, jak nieuchronny hymn.
Gdy w moim życiu już nic nie miałem, I pół martwy na dnie leżałem. Gdy sens życiowy był niedostrzegany, Gdzie drzwi nadziei się zamykały.
Ktoś nagle otworzył klucz do ogromnego wejścia, I razem z nim do mego serca. Od tamtego czasu tylko wojna w mej głowie, I przysiągłem sobie, że nie zrobię sobie tego ponownie.
Musiałem raz już zginąć, by żyć jak każdy, W duszy mego życia odrodzić się z mgły. Zamieniłem rozpacz na siłę, zmieniłem porażkę na rym, Teraz każdy dzień to dar, jak nieuchronny hymn.