I.
Długimi jesiennymi wieczorami,
Okraszonymi blaskiem tajemniczej księżyca pełni,
Gładząc z rozrzewnieniem palcami,
Bogato zdobione okładki ukochanych powieści,
Biegłem nieśpiesznie swymi myślami,
Ku światom na ich kartach odmalowanym,
Natchnionego pisarza pędzlem wyobraźni,
Namoczonym w tajemniczych barwach przeszłości…
Zapewne niegdyś przed wielu laty,
W napisanie ich całe serce swe włożył,
Oddany sprawie pisarz natchniony,
Dziełami swymi bez reszty pochłonięty…
Długimi wieczorami wybitny stary pisarz,
Dotykając z rozrzewnieniem wysłużonego pióra,
Wyobraźnię swą na papier przelewał,
By inspirowała w przyszłych wiekach kolejne pokolenia…
By na bezdrożach współczesności,
Młodzi ludzie w współczesnym świecie zagubieni,
W barwnych postaciach literackich,
Godne wzorce do naśladowania odnaleźli…
W sprawy dni codziennych tak bardzo uwikłani,
Pochylając się nad kartami ukochanych powieści,
Rozczytując się w ich bohaterów losach niezwykłych,
Od przykrości wszelakich ukojenie znaleźli…
Przeto ja niegdyś w dziełach rzeczonych,
Rozczytując się wciąż bez pamięci,
Gdy otulały ziemię wieczorne mroki,
I gdy złociste słońce weszło w zenit,
Czy to przyjemnym wieczorem letnim,
Czy smętnym popołudniem zimowym,
Przewracałem wciąż stronice kolejnych Mistrza powieści…
- Miast powietrza oddychając Kraszewskim…
II.
Dotykając z nostalgią okładki Starej Baśni,
Wertując z zainteresowaniem kolejne karty Lublany,
Wędrowałem oczyma mej duszy,
W tamten świat wieków minionych…
By bez pamięci się w nim zatopić,
Niesionymi wyobraźnią myślami,
Wszelkie jego sekrety zgłębić,
Prostego czytelnika niezliczonymi domysłami…
W rozległe bory kraju Polan,
Unosiła mnie ma czytelnicza wyobraźnia,
Skąd rzewnym swym śpiewem ją przyzywała,
Młodziutka pięknolica Lublana…
Skąd młode siostry Żywia i Dziwa,
Wołały niesłyszalnymi szeptami młodego czytelnika,
Zaklętymi w tajemniczą moc pisanego słowa,
Odmalowując w mej głowie zapomnianych pradziejów obraz…
Na tajemnicze pradziejów rozstaje,
Z współczesności przywoływały mą wyobraźnię,
Złego króla Chwosta straszliwe dzieje,
W prastarych legendach słowem Czasu zaklęte…
Z głębin zamierzchłej przeszłości wyłowione,
Wybitnego powieściopisarza twórczym natchnieniem,
Na czysty papier z rozrzewnieniem przelane,
By rozniecały przez pokolenia czytelników emocje…
Przeto w zamierzchłych pradziejów głębiny,
Zarzucałem sieci mej czytelniczej wyobraźni,
Wraz z mym powieściopisarzem ukochanym,
W niknącą w pomroce dziejów przeszłość wiedziony,
Wrzuconym w upływ czasu słowem wieszczym,
Dotykającym strun mej wrażliwości,
Przewracając kolejne karty Lublany i Starej Baśni...
- Miast powietrza oddychając Kraszewskim…
III.
Wielkie tajemnice pierwszych Piastów,
Ukryte skrzętnie w biegu dziejów,
Niczym w bogato zdobionego kufra wnętrzu,
Maleńki okruch bezcennego kryształu,
Wydobywane z niepamięci niewidzialną dłonią wyobraźni,
Pochylających się nad przeszłością wybitnych powieściopisarzy,
I niczym świętojańskie ziele w pięknolicych dziewcząt wianki,
Wplecione w kolejnych znakomitych powieści rozdziały,
Gdzie burzliwe losy rodu Luboniów,
Wrzucone w zmierzch pogaństwa czasów,
Splecione z dziejami dynastii Piastów,
Zaznaczyły się na chrześcijańskiej Polski progu,
Gdy Włast po latach powrócił z niewoli,
Niosąc w sercu skarb nowej Wiary,
By Słowem Bożym niczym krzesiwem krzemiennym,
Zarzewie Chrześcijaństwa w kraju Polan rozniecić,
Gdzie Jurga i Andriuszka bracia Jaksowie,
Stawali trwożnie przed króla Bolesława obliczem,
Czy winy ich zostały im odpuszczone,
Zatopieni pospołu w niepewności dojmującej,
By uzyskawszy wspaniałomyślnego króla przebaczenie,
Udać się wkrótce przed papieża oblicze,
Wyjednując swemu władcy królewską koronę,
Papieską na koronację uzyskując zgodę…
Błądząc oczyma duszy po mazowieckich kniejach,
Gdzie buchała tysiącami płomieni reakcja pogańska,
Gniewem Mazowszan sięgającym skrzących gwiazd,
Parszywą nienawiścią roznieconym w sercach,
Gdy dobiegł końca czas wielkiej bitwy,
Radując duszę triumfem wojsk Kazimierzowych,
Litowałem się nad Masława losem nieszczęsnym...
- Miast powietrza oddychając Kraszewskim…
IV.
Liczne tajemnice szlacheckich dworków,
Zasnute delikatną pomroką dziejów,
Niczym pajęczyną wnętrza spowitych mrokiem komór,
Skrywających gliniane dzbany pełne szczerozłotych talarów,
Odsłonił przede mną mój ukochany powieściopisarz,
Na dziesiątek powieści swych kartach,
Narzuty skrywającej minione wieki uchylając rąbka,
Pociągnięciami swego zaostrzonego pióra…
Gdzie wypłakiwało nocami oczy w poduszkę,
Młode płoche wrażliwe dziewczę,
Złączone niechcianym małżeńskim węzłem,
Z gwałtownego charakteru niekochanym człowiekiem…
Gdzie stara szalona cześnikówna,
W obłąkańczym szale snuła się po lasach,
W tajemniczym blasku pełni księżyca,
Nieszczęśliwa jak lata wcześniej młoda Wilczkowa...
Gdzie Mistrz Twardowski z księżyca podziwiał,
Jak trawiony gorączką Janasz Korczak,
Wskoczył na płonącego zamku dach,
By rozżarzone dachówki w zapamiętaniu siekierą rąbać,
Powstrzymując zuchwale rozprzestrzeniający się pożar,
Rozniecony wyobraźnią pisarza na powieści kartach,
Odbijając się w przerażonych miecznikówny źrenicach,
Niczym skrząca gwiazda w ostrzu żelaznego miecza…
Długimi księżycowymi nocami,
W ukochanych książkach bez pamięci zaczytany,
Zaglądając oczyma duszy w swych emocji głębiny,
Historiami tamtymi bez reszty pochłonięty,
Będąc jedynie duchem obecnym,
Pośród licznych hucznych biesiad szlacheckich,
Przewracałem pożółkłe karty kolejnych powieści...
- Miast powietrza oddychając Kraszewskim…
V.
Nie stroniąc i od trudnych w odbiorze lektur,
Poruszających problemy prostego ludu,
Wplecione w zawiłe meandry wielowiekowych dziejów,
Dotykających aspektów nierówności, biedy, niedostatku,
Pomiędzy skrzące zielenią wiejskie łąki,
Pomiędzy kryte strzechami chłopskie chaty,
Wędrowałem wzruszony oczyma mej duszy,
Pełen rozbudzonych rzeczonymi powieściami emocji…
I za wieś gdzie stała samotna chata,
Zawędrowała ma czytelnicza wyobraźnia,
Litując się nad losem ludzi dwojga,
Złączonych potęgą niespodziewanego uczucia…
Gdzie tajemnicza Cyganka Aza,
Tańczyła zapamiętale nocami w blasku księżyca,
Odbitego w jej czarodziejskich źrenicach,
Spływającego po jej kruczoczarnych włosach…
Gdzie uczucia tlące się w sercu Ulany,
Pośród krytych strzechami chat chłopskich,
Mimo upływu wieków nie zagasły,
Tląc się także i w czasach naszych…
Rozniecane wciąż w sercach dziewcząt młodych,
Pośród wielopiętrowych wieżowców szklanych,
Wzorem swych ukochanych bohaterek literackich,
Poszukujących okraszonej szczerym uczuciem miłości…
Wędrując oczyma wyobraźni,
Na Polesia Wołyńskiego puszcze, bagna, lasy,
By oddać hołd prostoduszności i pracowitości,
Żyjących tam niegdyś ludzi prostych,
Litując się nad dolą chłopa Jermoły,
Uroniłem łzy nad pożółkłymi powieści kartami,
Biorąc ze wzruszenia oddech głęboki…
- Miast powietrza oddychając Kraszewskim…
VI.
Urzeczony do głębi wszystkimi tymi powieściami,
Rozmarzony do snu mrużąc powieki,
Odmalowując w snach swych tamte obrazy,
Księżycowymi nocami marzeniem sennym,
Wszystko o czym w blasku dnia czytałem,
Barwnymi lekturami rozniecając swe emocje,
W mroku nocy rozmarzony wyśniłem,
Zaklinając je potęgą wyobraźni w obrazy senne…
Tajemniczych mych snów potęgą,
Nadając żywe barwy wyrytym w pamięci rozdziałom,
Zapisanym na papierze atramentu czernią,
Wykutym na sercu przeżyć głębią,
Jak i innych podobnych mi czytelników miliony,
Śniąc zaklinaliśmy je w żywe obrazy,
W objęciach przyjaznej czerni matki nocy,
W snu otchłani pozostając zatopieni…
I ujrzałem milionów wiernych czytelników sny,
Rozniecone ich ukochanego pisarza powieściami,
Ukryte niczym najrozliczniejsze skarby,
W tajemniczej nieznanej ludzkiemu oku jaskini,
Utajonej między ludzkich emocji konstelacjami,
Rozmaitych czytelniczych przeżyć gwiazdozbiorami,
Bogatych księgozbiorów i olbrzymich bibliotek galaktykami,
I wszechświatami zatopionymi w serc głębi…
I dotykałem oczyma duszy Wielkiej Tajemnicy,
Zatopionej w mrokach nocy,
O czym śnią śpiąc niewzruszenie snem kamiennym,
Miłośnicy Józefa Ignacego Kraszewskiego twórczości…
Gdy snów Ich strzeże księżyc pozłocisty,
By w marzeniach sennych podświadomie zatopieni,
O światach z ukochanych powieści mogli wciąż śnić...
- Miast powietrza oddychając Kraszewskim…
- Wiersz zainspirowany twórczością Józefa Ignacego Kraszewskiego.
W zamierzeniu moim ma to być zbiór kilkudziesięciu wierszy zainspirowanych twórczością Józefa Ignacego Kraszewskiego i będących zarazem hołdem dla tego arcywybitnego polskiego pisarza. Spoiwem łączącym wszystkie te moje wiersze będzie chęć oddania hołdu szeroko rozumianej twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego będącej fenomenem w skali całego świata... Każdy z wchodzących w skład niniejszego zbioru moich barwnych wierszy będzie hołdem dla jakiejś powieści, opowiadania lub poematu autorstwa tego wielkiego Mistrza polskiej literatury.
Od czasu przeczytania przed kilkoma laty z wypiekami na twarzy Starej Baśni, to właśnie J.I. Kraszewski pozostaje jednym z moich ukochanych pisarzy, a każda przeczytana przeze mnie kolejna powieść Jego autorstwa zachwyca mnie jeszcze bardziej… Dlatego też pomysł stworzenia zbioru wierszy dedykowanego pamięci tego jakże wybitnego pisarza zrodził się we mnie z potrzeby serca, by w ten sposób wyrazić mój szacunek i uznanie dla tego jednego z najwybitniejszych Polaków w dziejach naszej Ojczyzny i dla Jego wieloletniej działalności pisarskiej i wydawniczej… Niestety nie mogę ze swojej strony obiecać że uda mi się rzeczony zbiór kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa szybko ukończyć, ani też nie mogę obiecać że uda mi się kiedykolwiek wydać go drukiem...