Literatura

Psalm Złotego Chochoła (wiersz)

Gabriel Korbus

 

 

Wszystkiemu króluje Bóg ze złotych promieni,

To złoty chochoł zrodzony z nicości,

Nigdy się nie nasyci,

Bo pusty jest w środku.

Nosi wiele imion,

I wcale nie jest tym czym się wam wydaje,

 

Chce wszystkiego bo nie ma niczego,

Trzeba się przed nim upokorzyć

By ze swojej miłości

Mógł nam dać długą i bolesną śmierć.

Ma prawo odebrać wszystko

Co nie należy do niego,

Choć tak naprawdę nie może nawet

Poruszyć jednym liściem,

Jest za każdą winą

I za każdym cierpieniem.

On jest w nas,

Żeruje na naszych ciałach jak biały robak,

I nie można go wydrapać.

 

Chce mieć nasze ciała

Bo nie ma własnego,

Chce mieć nasze mózgi

Bo nie ma własnego.

Pełza jak poroniona forma życia,

Na dnie ludzkiej wątpliwości,

A jednak jest wszystkim

Choć nie ma niczego.

 

Chce mieć wszystko,

Zadawać ból

By mieć ból.

Jest królem obietnic,

Lecz nigdy nic nie daje.

 

Zawsze kłamie

I zawsze mówi o prawdzie,

Żąda wyrzeczeń

Na swoją korzyść.

 

Rozdaje kłamstwa,

Tchórzom lęk,

Odważnym odwagę,

Złym zło

A dobrym dobro.

 

Jest alfą i omegą,

Bogiem o dwóch twarzach,

Ułudą dobra
I ułudą zła,

Ale choć tak ładnie wygląda,

Nie ma życia.

 

Słuchają go ci,

Którzy wierzą

I ci,

Którzy nie wierzą,

Wiara jest bezwartościowa,

Niewiara jest bezwartościowa.

 

Być może nie istnieje,

Ale jest.

 

Zostawia ślady ludzkimi rękami,

Choć jego nie da się znaleźć.

 

To ojciec wszystkich proroków,

Trzymający ich za ręce,

Gdy wymykają się samotnie w góry,

Gdy wymykają się na samotne orgie,

Batożą i są batożeni

Dla jego miłości i chwały,

A on pełznie im po udach

Ze słodką nagrodą.

 

Gdy tańczą nadzy ludzie

Dla słodkich rozkoszy,

On przechadza się wśród nich

I zakłada maskę pięknej dziewicy

Z niewinnym dzieckiem na rękach,

Ale biją z niego złote promienie.

 

Nasza Miłość znika,

Jak dziecko otulone kocykiem,

Wyrywane z dzieciństwa,

Pytamy się jak możemy ją przechować.

 

Będziemy się dziwić,

Kim jest on,

Będzie naszym

Największym wymiarem boskości,

I piękna i dalekiego świata,

Chociaż jest tylko

Marną cząstką nas.

 

Dzięki niemu mówimy jednym językiem,

Intuicyjnie rozumiemy swoją nienawiść,

Jak zwierzęta pędzące przez puszczę,

Które czują smród świeżej krwi w powietrzu,

Odbicie ich śmierci i gnicia.

 

Marzymy o ciepłym ognisku,

Podczas śnieżnej wichury,

Ta myśl patrzy na nas,

Jak groźny cień Shangri La,

Które nigdy nie jest szczęśliwe.

 

My jednak chcemy mieszkać

Na granicy dwóch światów,

Ognia i śniegu,

Śmierci i życia.

Mieszkać w domu bez granic,

Który nie zamyka żadnej przestrzeni.

Podróżować przez góry,

Tak jakby się zasypiało.

 

Nasza Miłość została upodlona,

Nie wiemy przez kogo, przez niego?

Przez ojca wszystkich symboli,

Będziemy jej chronić jak zielonych szczątków.

Jest jak naga kobieta o złotych włosach,

Związana szorstkim wężem,

I patrząca mokrymi niebieskimi oczami.

 

Cokolwiek się stanie,

Jacykolwiek wyjdziemy z tych lekcji,

Nie zapomnimy naszej nauki,

Użyjemy jej jak żylastych ciał,

I krzyczących podłych szczęk,

Zrobimy z nich naszą broń.

 

Rodzimy się na jego podobieństwo,

Z życia do śmierci,

Z człowieka w embrion,

Z motyla w larwę,

By urodzić się do śmierci w nim,

By być niczym,

Tylko bólem wypalonym w innych ludziach.

 

Zdusić go to jak zdusić litość,

Bo litość jest wrogiem sprawiedliwości.

 

A on chce sprawiedliwości

I chce niesprawiedliwości.

 

Daje prawo

I prawo bezprawia.

 

Lalki to nasi przyjaciele,

Wbijają w nas igły,

Rozrywają skórę,

Ale one są przestrzenią,

Oni są tym

Co jest poza nim,

Nieskończonością i bezkresem.

 

Żywa tortura,

Nie musimy się jej bać,

Tylko w śmierci jest życie.

 

On boi się, że gdy zgnije

Będą go dotykać

Lalki na szachownicy,

O palcach z igieł,

Wśród wiatru,

Który połamie jego słomę.

 

Piękny w swoim złu,

Żałosny w swojej niemocy.

 

Słomiana dziewica,

Którą topią dzieci rok za rokiem,

W lodowatej wodzie,

Ze śmiechem na ustach.

 

Król i żebrak,

Bóg o złotej twarzy

I chochoł zostawiony na polu.

 

Fałszywy Brahman,

Łączy całą ludzkość

Swoją pustką,

Jest pusty,

Jest pusty

 

On jest pustką, on jest nami,

Jesteśmy chochołami.

 


przysłano: 20 stycznia 2024 (historia)

Inne teksty autora

Poemat o Annie
Gabriel Korbus
Psychodelik 9
Gabriel Korbus
Aguirre (cykl)
Gabriel Korbus

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca