Piękna chemia

falkon

Całuję usta chropowate ostre

delikatnie dotykam

żeby nie pokrwawić swoich

upajam się oddechem czosnkowym.

 

Oczy masz pięknie pomalowane

powieki fioletowe rzęsy białe

łuki triumfalne pęsety nie widziały.

 

Moje palce jak grzebień

czeszą włosy twoje

są lepkie i tłuste

wycieram o prześcieradło dłonie.

 

Za uchem gilgolę

unosisz ręce do góry

zapach octu z pod lewej pachy

z prawej aromat kompostu

obie nieogolone.

 

Sutki jak księżyce

wykropkowane wzgórkami

przysysam się jak pijawka

zapominam o świecie.

 

Piersi czule masuję

unoszę z brzucha

mruczę jak berbeć

niczego więcej nie potrzebuję.

 

Pępuszek zawiązany w węzeł marynarski

mój język penetruje

akuszer musiał być pijany

zwiedzam boskie ciało twoje.

 

Zniżam się niżej

do sklepienia ud

w trójkąt rzeźbione

otoczony czarnym żywopłotem

nigdy nieprzystrzyżonym.

 

Dwa portyki mchem porośnięte

z tyłu uda nieco gładsze

wytarte przez spodnie.

 

Stopy krogulca

palce haluksy

skóra się łuszczy

na każdym odcisk

biały pomarszczony.

 

Kocham cię

jak nie wiem co

Moja Maszkaronko...

 

Ihttps://www.youtube.com/watch?v=OTaC_7UcWWo 

 
 

 

falkon
falkon
Wiersz · 26 stycznia 2024
anonim