wybiła właśnie północ
latarni blask już zgasł
wzburzone morze kusi
w pontonie cały klan
wiatr chłosta strugą deszczu
po grzbietach białych fal
pobladły księżyc trwożnie
za ciemną chmurą znikł
ostatni uśmiech losu
szyderczo fale gna
w szalupie pełnej wody
uciekinierów garść
zapeszył szczęścia promień
niemocy martwy cień
na ląd nie wrócił żaden
zaginął życia znak
bezsilność bezwład bezruch
wstrząsnęły cały świat
na brzegu w mokrym piasku
pozostał zmagań ślad
nie straszne widmo śmierci
gdy gwałt głód dręczy lud
żałobny przyodziewek
to wystrój wielu wdów
srebrników garść migocze
przechodząc z rąk do rąk
cynicznie bez skrupułów
brnie przemytników krąg
gdzieś hen na horyzoncie
widać pontonu strzęp
za drutem łzą zroszony
kontenerowy świat