Kiedyś pewna siebie,zbaczam na inną ścieżkę.
Zachłanna desperacja pożarła, puściłam,
przepadła. Lecz to nie ma jedyna skarga.
Cieszyć się nauczyłam,co zapewne błahym
wydaje się. Po chwili w serce krwawy ogień wpuszczam, co
raptownie pożera mnie. Wraz z zapomnianą kolebkę
kwiecistą płoną zalety me, ani nic
zostawiając śladu, na popiół starte wtem.
Powiedz mi, jak to odebrać mam, gdyż uczucia
zmieszane z obojętnością przeplatają się. Pewne, że bym
odłożyła, zaplotła w gruby warkocz, jak wierna drzazga wbita w mym oku
,lecz dusza mnie ponagla, aby
walczyć o to, co pozornie ważne jest.