trzeba było się zdecydować
wybrać coś z ogromu tej ulicy
z brzegu krzeseł stolików spodcieni
w deszczu pelargonii
jaskrawe żółtobrunatne plamy
na kamieniu o godzinie
która ledwie zmywała z bruku
odchodzącą noc
i nie tęsknić już
za snem bliskim
zbyt bliskim zmysłom
że jeszcze mógł wypatrywać
doganiać
aż cienka nić Ariadny
zerwała się o krawędź
budynku
i wyszłam
w oślepiający blask
łagodne kontury miasta