Poranny

kamilan

 

 

trzeba było się zdecydować 

wybrać coś z ogromu tej ulicy 

z brzegu krzeseł stolików spodcieni 

w deszczu pelargonii 

jaskrawe żółtobrunatne plamy 

na kamieniu o godzinie 

która ledwie zmywała z bruku

odchodzącą noc

 

i nie tęsknić już

za snem bliskim 

zbyt bliskim zmysłom 

że jeszcze mógł wypatrywać 

doganiać 

 

aż cienka nić Ariadny 

zerwała się o krawędź

budynku 

 

i wyszłam

w oślepiający blask 

 

łagodne kontury miasta

kamilan
kamilan
Wiersz · 12 lutego 2024