Jesteś domem, którym wypełniam braki mej pustej lodówki, lecz dlaczego tak dużo z niej wyrzucam?
Nie ważne jak daleko, jak długo,jak często, zawsze wracam do tych różowych dzwi, szarpię klamkę z całych sił, urwała się z trzaskiem, puls biega, co za nimi czeka?
Nie widzę tego światła, którego wyobrażenia snułam po nocach. Jedyne co udało mi się przewidzieć to ucieczka przed tobą. Zastanawiam się, czy gdybyś mnie przejechała, mogłabym zginąć.
Nie powinnam wyciągać się z rozkoszy kiedy twój ciężar przygniata każdą komórkę tego ciała, lecz nie potrafię pozbyć się tych wlepionych oczu bladej twarzy.
Chcę wyciszyć głowę, niechaj ktoś coś mówi, nie wytrzymam dłużej obok tych wszystkich ludzi, lecz nie zrobię tego co mi każesz, powoli, z premedytacją będę czuła kłujące serce.
Coraz bardziej się przekonuję, że bez ciebie wolałabym umrzeć. Musisz tu być przy mnie, przywiąż mnie do siebie, nie do zerwania dla mnie sznurem, boję się, że tak bardzo to lubię.