idę na groby
Rakowicki nie ma nic z blasku
tej nekropolii z telewizji
przede mną rozchodzi się alejka
powtarzam w myślach — prosto za kaplicą
do Matejki skręcić przy Potockich
i tu w lewo
najważniejsze było drzewo
pochyłe widoczne jak ostały maszt
nad wrakiem statku
dzisiaj drzewa już nie ma
grób nadal jest nasz
choć jeszcze nie zwolniło się miejsce
od ostatniego razu
(trzeba poczekać mniej więcej ćwierć wieku
aż pogłębi się)
ale czujemy się przynależni
zgarnianie liści z kamienia to rytuał
odkrywania tablicy
z coraz mniej widocznym napisem
a jednak wychodzę z cmentarza
krokiem śpiesznym nazbyt szybkim
jak na dzień zadumy
i tylko głos przy bramie dobiega do mnie
Jaka ona ładna!
(to woła jakaś krewna lub znajoma krewnych
lecz zbyt wiekowa zbyt odległa)