Gdy morze dosięga szczytów gór, dolina cała zalana,
Ja stoję w świetle księżyca, w jego łasce skąpana.
Luna fioletowa moje włosy do życia porywa,
Lecz jakiego życia, skorom już nieżywa?
Me ciało unosi się w przestrzeni i jakby w transie uśpienia,
Lewituje, jest coraz wyżej, leci w stronę zbawienia.
Światło nieco przygasa, morze niszczy brzeg piękny,
Aż będące niegdyś górami wyspy, tego czynu się zlękły.
Świadomość ma ciało opuszcza, wędruje w przestworza nieskończone.
Lecz ciało się mocno trzyma, jakby błogością owego stanu uśpione.
Blask me żyły przepełnia, rozcina zwoje zmartwienia,
Zalewa promieniami mój umysł, który dotyka zbawienia.